czwartek, 24 grudnia 2009

“Wasze ulice, nasze kamienice” po amerykańsku…

Władze miejskie Nowego Jorku wydały w zeszłym roku 19 milionów dolarów na niezbędne, wymagające natychmiastowej interwencji naprawy budynków i kamienic, zaniedbanych bądź porzuconych przez właścicieli. W tym roku sytuacja może wyglądać jeszcze bardziej dramatycznie.

Reporterzy amerykańskiej stacji telewizyjnej ABC odwiedzili kilka mieszkań, którymi właściciele zupełnie nie interesują się i nie odpowiadają na monity, zostawiwszy lokatorów w ekstremalnych warunkach. “Nie ma ciepłej wody, nie ma ogrzewania, nie ma gazu, nie można nic ugotować, nic zrobić” – mówi zrozpaczona Marie Valentin, lokatorka mieszkania na brooklyńskiej dzielnicy Flatbush. Jej czwórka dzieci siedzi owinięta w grube koce i podgrzewa się elektrycznym “słoneczkiem”, którego używanie stwarza zagrożenie pożarowe. Ale trzeba wytrzymać styczniowe mrozy, bowiem temperatura w mieszkaniu dochodzi do zaledwie 4 stopni Celsjusza.

Reporterzy odwiedzają inne mieszkanie, w dzielnicy Bedford-Stuyvesant, którego lokator skarży się: “Właściciel trzymał nas w tym budynku przez cały miesiąc bez światła, bez prądu, bez wody. [...] Ale musieliśmy uiszczać wszystkie opłaty.”

To tylko czubek góry lodowej mieszkalnictwa w wielkich miastach amerykańskich. Niemal każdy kto wynajmował mieszkanie w jednej z nowojorskich dzielnic, mógłby spisać podobną ponurą listę niemocy i bezsilności lokatorów wobec bezczynnych właścicieli, których jedynym celem jest pobieranie stale rosnących czynszów. Tajemnicą poliszynela, wspieranego przez cenzurę mediów i ich polityczną poprawność, jest brutalny fakt, iż większość właścicieli wieloapartamentowych budynków stanowią Żydzi. Jednego z nich, o nazwisku Sam Pfieffer, ujawniają reporterzy, choć oczywiście nie wspomniają o jego etnicznej przynależności.

I to właśnie Sam [Samuel] Pfieffer jest właścicielem całych budynków, w których lokatorzy marzną i próbują przetrwać nieludzkie warunki. “To on figuruje w miejskich dokumentach jako właściciel.” – stwierdzają reporterzy. “Ale życzymy szczęścia tym, którzy spróbują go odnaleźć. Jego adres pocztowy to zwykła skrzynka pocztowa na Brooklynie, jego adres po prostu jest fikcyjny, nie istnieje, a podany w dokumentach numer domu jest też fikcyjny i mieści się pomiędzy dwoma realnie istniejącymi domami w miejscowości Monsey.”

Monsey to miejscowość w stanie Nowy Jork, niemal całkowicie zamieszkała przez bogatych i ultrabogatych Żydów, czego jednak reporterzy również nie raczą zauważać. Jak stwierdzają informatory, to 14-tysięczne miasteczko jest centrum “wpływowej społeczności ortodoksyjnych Żydów, głównie Chasydów oraz ultra-ortodoksyjnych Haredim”. Kilka procent stanowią Latynosi – głównie do sprzątania posiadłości żydowskich.

“Problem jaki mamy polega na tym, że nie jesteśmy w stanie skontaktować się z właścicielem aby dokonał niezbędnych napraw.” – mówi Luiz Aragon z nowojorskiego Wydziału Finansowego. Dokumenty miejskie mówią, że ten sam właściciel [Sam Pfieffer] posiada 16 wieloapartamentowych budynków na Brooklynie. Jeden w dzielnicy Williamsburg jest tak zaniedbany, że sędzia odebrał figurującemu w dokumentach właścicielowi prawo do administrowania budynkiem, przyznając je niezależnemu kontraktorowi.

Tylko na te dwa budynki wizytowane przez reporterów, miejski Wydział Budownictwa nałożył liczne mandaty: budynek na Flatbush otrzymał 298 mandatów, a w Bedford – 54. Żaden z nich nie został uiszczony, żadna usterka nie został usunięta.

“Sytuacja ta jest absolutnie nie do zaakceptowania” – mówi urzędnik miejski Luiz Aragon. Ale mówić to jedno, a miasto z własnych pieniędzy i tak zmuszone było w sytuacjach kryzysowych dokonać niezbędnych napraw. W mieszkaniu pani Marie Valentin wymieniono bojler i dokonano innych napraw na sumę 40 tysięcy dolarów. W tego typu sytuacjach miasto zwraca się do właściciela o spłatę należności. Teoretycznie miasto może obłożyć spłatami samą posiadłość, a w końcu wystawić ją na aukcji, ale to tylko teoria, bowiem w praktyce procedura taka trwa latami, a właściciele wynajmują wpływowych adwokatów.

Reporterzy stacji ABC jakimiś sposobami dotarli jednak do właściciela, Sama Pfeiffera, jednak ten nic nie odpowiedział, tylko “skierował nas bez słowa komentarza do swojego adwokata”.

na podstawie WABC-TV

Brak komentarzy: