niedziela, 26 października 2008

Żydzi stanowią więcej niż połowę najbardziej wpływowych ludzi na świecie - stwierdza ranking pisma Vanity Fair

Na najnowszej liście "Stu najbardziej wpływowych ludzi na świecie", ułożonej przez pismo Vanity Fair*, więcej niż połowa to Żydzi - pisze z satysfakcją izraelskie pismo Jerusalem Post.

W ogłoszonej w październikowym wydaniu amerykańskiego pisma Vanity Fair liście nie tylko najbogatszych, ile najbardziej wpływowych ludzi należących do "eksluzywnego, wyizolowanego klubu, którego wpływy sięgają całego globu, ale koncentrują się na najwyższych szczeblach wpływu", wymienieni są albo Żydzi - stanowiący większość realnej władzy na świecie - albo lewicowi bądź skrajnie lewicowi właściciele globalnych korporacji czy też snobistyczni pseudoartyści.

"Lista ta powodowałaby kiedyś wśród Żydów, iż wychodziliby ze swojej skóry, gdyż zwraca ona uwagę - i słusznie - na nieproporcjonalne wpływy w finansach i mediach. Co gorsza jednak, ci co układali tę listę nie są jakąś peryferyjną grupą antysemitów, lecz wydawcami najwspanialszej ze wszystkich wystawianych na stoiskach, publikacji głównego nurtu" - pisze Jerusalem Post. Rzeczywiście, lista taka zwracałaby kiedyś uwagę stanowiąc najbardziej twardy dowód, iż wybrana grupa Żydów stanowi bardzo konkretny i największy spośród wszystkich grup etnicznych element wpływów tak w Stanach Zjednoczonych jak i na całym świecie. "Mimo tego" - pisze z podwójną satysfakcją Jerusalem Post - "lista nie jest jak dotąd źródłem obaw", a jest wręcz powodem do dumy i satysfakcji, tak jak dla Josepha Aaron, edytora pisma The Chicago Jewish News, który twierdzi, że jego czytelnicy w związku z tym powinni "czuć się bardzo, bardzo dobrze".

"Lista na rok 2007 The Vanity Fair 100, zamieszczona pomiędzy reklamami Chanel, Prada, Dior i Yves Saint Laurent, [...] jest przepełniona Cohenami, Rothschildami, Bloombergami i Perelmanami, i wydaje się, że potwierdza tradycyjne stereotypy o żydowskiej nadreprezentacji w tych sprawach." - komentuje Jerusalem Post w sposób mogący być podstawą do tzw. antysemickich oskarżeń, gdyby słowa te padły ze strony krytyków obecnego układu.

Interesujące jest również i to, że tworzona przez środowiska żydowskie medialna otoczka wszechobecnego "antysemityzmu" - niezbędna jak tlen do cementowania diaspory i pielęgnowana mimo obwieszczanej z nim walki - okazuje się być przez samych Żydów tworem sztucznie wykreowanym. "Lista ta mówi nam jak bardzo zostaliśmy zaakceptowani przez społeczeństwo, jaką mamy siłę w społeczeństwie. Mówi o tym, że antysemityzm należy do przeszłości, że Żydzi nie muszą już więcej obawiać się odsłaniania w społeczeństwie i pokazywania swoich wpływów" - stwierdza szczerze pan Aaron.

Dla pana Aarona, "lista pokazuje 'witalność' Żydów w życiu amerykańskim, [...] mówi o miejscu Żydów w tym kraju, o tym jak Żydzi są niesamowici." Co najbardziej interesujące jednak to fakt, że ta 'witalność' środowisk żydowskich dominujących najważniejsze elementy życia spolecznego, medialnego, gospodarczego, finansowego i politycznego, widoczna jest w krajach, w których środowiska te stanowią absolutną mniejszość, a najczęściej znikomą cząstkę społeczeństw. Jakiego rodzaju musi być ta 'witalność', można sobie tylko samemu dopowiedzieć obserwując np. Stany Zjednoczone, gdzie właśnie ta grupa etniczna, stanowiąca jedynie około 2,5 procenta ludności, przejęła kontrolę nad społeczeństwem, nakazując mu co myśleć, jak się bawić, jakie filmy i programy oglądać, kogo kochać a kogo nienawidzić.

Pan Aaron komentując listę Vanity Fair tym razem na łamach Jewish World Review, przyznaje, że jest absolutnie "zaszokowany liczbą Żydów, stanowiących około 2,5 procenta populacji USA, co wskazywałoby, że na liście powinno znaleźć się dwóch, może trzech Żydów", a jednak jest ich, wykrzykuje z radością: "uwaga, 51, tak - 51 Żydów!". Dodaje jednak od razu: "Minimum 51. Minimum, ponieważ jestem pewny co do tego, że [tych 51] jest Żydami. Ale mogą być inni na liście, którzy są Żydami, choć o tym nie wiem, bo ich nazwiska nie brzmią tak wyraźnie."

Dla środowisk żydowskich niemal całkowita w wielu dziedzinach życia praktyczna siła to jednak za mało, pragnienia są bowiem jeszcze większe. "Ponad połowa z listy Vanity Fair to Żydzi." - podkreśla pan Aaron, ale od razu dodaje, że "Nie czujemy się jednak silni. Przeciwnie: ta lista czyni nas jeszcze bardziej nerwowymi niż wcześniej. Zamiast być zadowolonym i odczuwać dumę, przejmujemy się bo nie jest rzeczą dobrą być tak bardzo widocznym, bo jest rzeczą złą, gdy nie-Żydzi (gentiles) widzą jak wielkim wpływem dysponujemy." - zamartwia się pan Aaron.



Czy uśpione i kontrolowane medialno-komercyjno-sportową papką społeczeństwa - tak amerykańskie jak innych tzw. krajów zachodnich - z głębi serca akceptują obecny patologiczny układ, czy też - i na ile - są jedynie zmuszone do cichej uległości, pokaże czas. Historia pokazuje jednak, że wszelka niekontrolowana nadreprezentacja w tym zakresie, wcześnej czy później prowadziła do równie niekontrolowanej reakcji społeczeństwa. Opisuje to m.in. Aleksander Sołżenicyn w przemilczanym dziele Magnum opus pt "Dwieście lat razem", podając przykłady gnębienia prostego ludu przez wyzyskiwaczy żydowskich, ludu który często w brutalny sposób odreagowywał swe poniżenie i wyzysk. Nie ma się co dziwić, że o Sołżenicynie, kontrolowane przez środowiska żydowskie środki masowego przekazu, wydawnictwa oraz pełni serwilizmu tłumacze, zupełnie zapomnieli. Bojaźń o wspominaniu takiej historii ma swoje uzasadnione podstawy.

- - - - - - - -

* Vanity Fair ("Targowisko Próżności"), to pismo dla snobów i pretendujących do snobstwa, którego sam tytuł świadczy o wszystkim. To właśne w niemieckim wydaniu tego pisma, b. prezydent A. Kwaśniewski wzywał do zaostrzenia kursu Niemiec wobec Polski.

Źródło:http://www.vanityfair.com/politics/features/2007/10/newestablishment20...

Wzrosła liczba Żydów w parlamentach różnych krajów świata

Ostatnie wybory w Stanach Zjednoczonych wyłoniły rekordową liczbę parlamentarzystów żydowskich: w amerykańskim senacie wzrosła ona z 11 do 13, w Izbie Reprezentantów, z 26 do 30. Stany Zjednoczone znajdują się więc na trzecim miejscu na świecie pod względów liczby żydowskich parlamentarzystów - po Izraelu i Wielkiej Brytanii. W Wielkiej Brytanii bowiem, czyli w kraju, w którym społeczność żydowska jest dwudziestokrotnie mniejsza niż w USA, zasiada we wszystkich szczeblach Parlamentu 59 Żydów (18 w Izbie Gmin i 41 w Izbie Lordów, przy czym niektóre żydowskie organizacje twierdzą, że w Izbie Lordów jest 46 Żydów). Na kolejnych miejscach znajdują się Francja i Ukraina (po 18 Żydów), Rosja (13), Brazylia (11), Kanada i Węgry (po 10).

Jak podają statystyki organizacji żydowskiej International Council of Jewish Parliamentarians, w parlamentach wszystkich krajów świata (poza Izraelem) zasiada obecnie 246 Żydów, co stanowi 18-procentowy wzrost w stosunku do 2005 roku

Źródło:http://www.haaretz.com/hasen/pages/ShArt.jhtml?itemNo=785629&contrassI...

22-letni Żyd otrzymuje kontrakt US Army na dostawę broni za 300 milionów dolarów

Wpływy lobby żydowskiego i wszechobecna korupcja w administracji prezydenta G.W. Busha przekraczają wszelkie granice śmiałości i można określić tylko jednym słowem: hucpa. Oto 22-letni Żyd, Efraim E. Diveroli, który zdążył już zasłynąć jako "międzynarodowy dealer bronią", otrzymał kontrakt rządowy na dostawę broni na kwotę szacowaną na 200-300 milionów dolarów.


Efraim E. Diveroli - kontraktor broni...
W jaki sposób 22-latek staje się wielosetmilionowym dostawcą broni? W prosty sposób: obok niewątpliwych koneksji i odpowiedniego pochodzenia, posłużono się przepisami z 1984 roku, które stwarzają ułatwienia i preferują firmy zarejestrowane i prowadzone przez osoby pochodzące z "mniejszości etnicznej" (minority-based companies). A taką właśnie jest firma AEY, Inc., która zarejestrowana jest przez Żyda, ojca Efraima - Michaela Diveroli. Grupa m.in. chasydzkich Żydów w myśl stworzonych przez prezydenta Reagana ułatwień, włączona została do kategorii minority, uzyskując tym samym przywile na zawieranie kontraktów stanowych i federalnych.

Jakkolwiek informacje na temat tego kontraktu ujrzały światło dzienne dopiero pod koniec marca br., zawarty został on w styczniu ubiegłego roku. A i przedtem firma AEY otrzymywała wielokrotnie kontrakty na handel bronią, dostarczając ją m.in. do Afganistanu i Iraku, oraz handlując bronią pochodzącą z różnych wątpliwych źródeł, np. z Chin i Albanii. Nie przejmowano się nie tylko obowiązującymi przepisami zakazującymi handlu bronią pochodzącą z Chin, ale i jakością skupowanej broni. Na przykład stara i rozkladająca się, nawet 40-letnia amunicja pochodząca z Albanii czy Chin była skupowana przez młodego, 25-letniego przedstawiciela firmy AEY, bez przeprowadzenia jakiegokolwiek testu balistycznego, i dostarczana armii afgańskiej, która później narzekała na słabą jakość amunicji.
W ten oto sposób żydowski 22-latek - wraz z "wice-prezydentem korporacji", 25-letnim Davidem M. Packouz, synem rabina - prowadzi firmę będącą głównym dostawcą broni dla armii i policji afgańskiej.
Przedstawiciel armii amerykańskiej broniąc zawartego kontraktu wyjaśnił reporterowi The New York Times'a, że: "Propozycja firmy AEY jest najlepsza dla strony rządowej".

Ojciec Efraima, Michael Diveroli, założyciel firmy AEY Inc., tłumaczy się, że "nie posiada już żadnych związków z firmą" i "nie był świadomy" tego co się w niej dzieje. Michael Diveroli jest bardzo zajęty, prowadzi bowiem swoją własną firmę handlującą bronią - Worldwide Tactical LLC. Najwyraźniej zapomina jednak dodać, że obie firmy dalej operują... z tego samego mieszkania na Florydzie, czyli zza zakonspirowanego, nieoznaczonego żadnym szyldem miejsca.

Efraim E. Diveroli już w wieku 19 lat został prezydentem wielomilionowej firmy handlującej bronią, przejmując ją po swoim tatusiu. Prowadzi ją pomimo wejścia w konflikt z prawem, gdyż w 2005 roku podczas policyjnej inspekcji posłużył się fałszywym dowodem tożsamości, co automatycznie wyklucza możliwość uzyskania kontraktów rządowych.
Jednak dopiero po ujawnieniu afery przez media, decydenci Armii amerykańskiej podjęli w tym tygodniu decyzję o "wykluczeniu firmy AEY z przyszłych kontraktów rządowych".

Ciekawe jak długo tego typu "wykluczenie" potrwa, bowiem jak widać, niektóre grupy stoją ponad prawem...

Źródło:http://www.nytimes.com/2008/03/27/world/asia/27ammo.html?hp=&pagewante...

piątek, 24 października 2008

Wniosek USA do ONZ: wprowadzić powszechny zakaz negowania Holokaustu!

Stany Zjednoczone wniosły na forum Zgromadzenia Generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych projekt rezolucji potępiającej tzw. negowanie Holokaustu. Tekst rezolucji, zaprezentowany we wtorek, 23 stycznia br., ma być ogłoszony podczas obchodów Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu, który odbywa się co roku 27 stycznia. Rezolucja ponagla kraje członkowskie do przyjęcia legislacji, która "potępi bez żadnych zastrzeżeń każdy przejaw negowania Holokaustu". Richard Grenell, amerykański przedstawiciel przy ONZ powiedział, że "Nie powiedziałbym, że [wniosek ten] jest reakcją na [konferencję o Holokauście, która odbyła sie Teheranie], ale na pewno ta konferencja przypomniała nam o tym, że są wśród nas ci, którzy minimalizują bądź zaprzeczają Holokaustowi, a to uważamy za zastraszające." Grenell dodał, że "rezolucja ta przedstawia jasno, że nawet minimalizowanie [Holokaustu] jest nie do zaakceptowania." oraz że celem rezolucji jest "pokazanie w sposób klarowny, że negowanie czy minimalizowanie ważności Holokaustu jest nie do zaakceptowania przez jakiegokolwiek członka ONZ." Rozprawiając na temat Iranu i zorganizowanej w Teheranie Konferencji na temat Holokaustu, członek delegacji izraelskiej przy ONZ, Gilad Cohen powiedział, że "Iran chce posiadać broń atomową oraz zaprzecza Holokaustowi. To jest coś, czego nikt nie powinien zaakceptować. ONZ powinien głośno i wyraźnie powiedzieć: Dość tego!"



KOMENTARZ: "6 milionów" - to nienaruszalny dogmat, ale czy "6 milionów minus 1" - to już "minimalizowanie Holokaustu" czy jeszcze nie? A "6 milionów" minus - dajmy na to - 500, to już "negowanie"? A jeśli nie, to jak daleko (nisko) można zejść? No i KTO ma to ustalać, jeśli rzetelny historyk zajmujący się tymi kwestiami ma przed sobą: 1) albo widmo powtarzania tego co już wyryte w skale (no, wtedy będzie nosił dumnie miano "autorytetu nauk historycznych"); 2) albo próbę zliczenia ofiar w świetle np. nowo odkrywanych dokumentów (wtedy wsadzą go do puszki z nalepką "antysemity" i "negującego"). Czy już sama taka próba będzie "negowaniem Holokaustu" czy też będzie jeszcze należeć do zakresu dozwolonych badań historycznych? Jeśli zatem nie historycy, to KTO zajmuje się badaniem historii i ustalaniem faktów. KTO będzie ustalał nieprzekraczalność granic i koszerność badań? Komisje ideologiczne?
A może stosując tę samą logikę wprowadzimy podobne prawo zabraniające historykom dociekania liczby ofiar np. reżimu Fidela Castro? Ot, ustali się, że zginęło tam "100 milionów" i koniec dyskusji. Oto do czego dochodzi gdy poprawność polityczna zmieszana z obłędem religii Holokaustu bierze górę nad zdrowym rozsądkiem i prawem do badania przeszłości!

Źródło:http://seattlepi.nwsource.com/national/1110AP_UN_Holocaust_Denial.html...

David Irving: "Żydzi powinni sami sobie zadać pytanie dlaczego są tak znienawidzeni"

Historyk brytyjski David Irving, zwolniony z więzienia austriackiego 20 grudnia br. po odsiedzeniu przeszło 400 dni w pojedynczej celi za tzw. negowanie Holokaustu, powrócił do Londynu. W udzielonym w piątek, 22 grudnia br. wywiadzie powiedział, że do więzienia wsadziło go "stalinowskie prawo" i że "nie wyraża skruchy". Pokreślił też, że "prawo austriackie jest bardzo unikalnym starym systemem prawnym - zupełnie odmiennym od prawa angielskiego. Jeśli nie okażesz skruchy, jeśli nie zeznajesz, nie przyznajesz się do winy - wyrok będzie potrójny."

W wywiadzie Irving przypomniał też to co zawsze twierdził, mówiąc: "Nie jestem negacjonistą. Przez ostatnie piętnaście lat nie ukrywałem faktu, że Naziści różnymi sposobami zabili miliony Żydów, w różnych częściach świata, szczególnie na froncie wschodnim. Publikowałem dokumenty, które konformistyczni historycy nie chcieli nawet odkryć."

Na pytanie jednak czy widzi siebie jako antysemitę, powiedział: "Nie, mam tę satysfakcję, że nim nie jestem." ("No, I like to think I am not.") Zaraz po tym wyraził poparcie dla komentarza Mela Gibsona, który powiedził, że "Żydzi są odpowiedzialni za wszystkie wojny tego świata."

David Irving powiedział też, że jeśli chodzi o przyczynę antysemityzmu, Żydzi powinni sami siebie spytać się dlaczego w ciągu całej historii są tak znienawidzeni. "Powinni zadać sobie sami pytanie: 'Dlaczego są tak nienawidzeni przez 3000 lat, dlaczego w każdym kraju gdzie byli, miały miejsce pogromy za pogromami przeciwko nim?'".

Liczne organizacje żydowskie wyrażają oburzenie na decyzję sądu austriackiego zwalniającego Irvinga z więzienia, jak również są zbulwersowane jego, jak twierdzą "antysemickimi wypowiedziami". Lord Janner, prezydent "edukacyjnej instytucji" Holocaust Educational Trust powiedział, że wypuszczenie Irvinga było, cytat: "nieuzasadnione", zaś dyrektor Centrum im. Szymona Wiesenthala w Izraelu, Ephraim Zuroff powiedział, że zachowanie się Irvinga po wypuszczeniu świadczy o tym, że powinien w więzieniu pozostać.

W niektórych depeszach światowych agencji (np. BBC), celowo pomija się rzucone przez Irvinga pytanie o przyczynę antysemityzmu.

KOMENTARZ: Środowiska żydowskie i inne filosemickie atrapy powinny już dawno zdać sobie sprawę z tego co wiadomo od dawna, każdy kto ma oczy widzi i co jest bardzo dobrze udokumentowane: tego, że antysemityzm - ten realny i wyimaginowany - jest produktem samych Żydów i jest zwykłą reakcją na ich zachowanie. Zresztą, dzisiejsi przywódcy żydowscy sami przyznają, że antysemityzm jest ze wszech miar pielęgnowany przez środowiska żydowskie - jest pewnego rodzaju nieodzownym "cementem" przy laicyzującej się społeczności żydowskiej. Dzisiaj tylko trzy elementy scalają diasporę: państwo Izrael, religia Holokaustu i właśnie antysemityzm. Wszystkie te elementy spięte są klamrą syjonizmu, czyli rasistowką ideologią.

Znany profesor psychologii kalifornijskiego uniwerstytetu Kevin B. MacDonald, w swoich kilku książkach (The Culture of Critique: An Evolutionary Analysis of Jewish Involvement in Twentieth-Century Intellectual and Political Movements; Separation and Its Discontents Toward an Evolutionary Theory of Anti-Semitism; A People That Shall Dwell Alone: Judaism As a Group Evolutionary Strategy, With Diaspora Peoples) szczegółowo wyjaśnił zachowanie się grup żydowskich na przestrzeni dziejów. Ukazuje rewolucyjne zaangażowanie Żydów, zawsze skierowane przeciwko zastanemu porządkowi. Ukazuje też rolę Żydów w tzw. rewolucji kulturalnej lat sześćdziesiątych XX wieku, czyli promowanie moralnej destrukcji tkanki społecznej. Książki prof. MacDonalda nie są dostępne ani w księgarniach ani w bibliotekach, a i w księgarniach internetowych są trudne do zdobycia. Dlaczego? Jedna z jego książek została wycofana z wydawnictwa St. Martin's Press po nacisku grup żydowskich (pisze o tym nawet lewicowa Wikipedia), a reszta jakoś nie może doczekać się dodruku, zaś biblioteki unikają ich jak diabeł wody święconej.


To są po prostu fakty, zwykłe fakty. Należałoby po raz kolejny zapytać publicznie dlaczego największe dzieło laureata Nagrody Nobla Aleksandra Sołżenicyna pt Żydzi w Rosji nie zostało przetłumaczone na inne języki? Dlaczego? Ano dlatego, że i Sołżenicyn w swoim Magnum Opus na kilkuset stronach opisuje dokładnie jaką destrukcyjną rolę odegrali Żydzi w historii Rosji. To są fakty.

Ale nie wszyscy lubią jasne fakty, nie wszyscy operują w ramach Prawdy, nie wszyscy wyznają przejrzyste "tak-tak nie-nie". Niektórzy wolą chować się w cieniu kłamstwa, nienawiści, podjudzania i spisków. Wolą kreować fakty niż przyznać się do swojego udziału w niejasnych intencjach i czynach.

Nienawiść niektórych grup jest tak wielka, że sięga zenitu śmieszności. Niejaka Karen Pollock z "edukacyjnego" Holocaust Educational Trust stwierdziła po wypowiedziach Davida Irvinga, że "Reputacja Irvinga jako historyka jest zrujnowana." Czyżby wypowiedź o tym, że Żydzi powinni sami sobie zadać pytanie o nienawiść, będącą reakcją na ich zachowanie, mogłaby w jakikolwiek sposób przekreślić dorobek naukowy największego badacza czasów wojny? Oczywiście, że jest to absurd, ale gdy nie ma się już amunicji argumentów, pozostaje plucie. No i zamykanie do puszki.


Źródło:http://www.haaretz.com/hasen/pages/ShArt.jhtml?itemNo=804622&contrassI

Unia Europejska zamierza wprowadzić powszechny zakaz tzw. negowania Holokaustu

Niemieckie półroczne przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej rozpoczęło się od wezwania do wprowadzenia na terenie całej Unii Europejskiej jednolitego prawa zakazującego krytyki czy poddawania w wątpliwość tzw. Holokaustu. Na spotkaniu w Dreźnie, niemiecka Minister Sprawiedliwości Brigitte Zypries, zażądała, by negowanie Holokaustu czy używanie publiczne symboli nazistowskich, było zakazane. Upowszechnienie tego prawa, znanego już w wielu krajach świata w formie penalizacji w ramach tzw. kłamstwa oświęcimskiego, miałoby być rozszerzone o kryminalizację innych form "mowy nienawiści" (Hate Speech) .

Propozycje rządu niemieckiego wspierane są przez komisarza Unii Europejskiej Franco Frattini, który zaznaczył, że dokładna definicja prawna mogła by być pozostawiona poszczególnym krajom do rozstrzygnięcia, co - według komisarza - "zagwarantowałoby, iż wolność osobista nie byłaby naruszona".



KOMENTARZ: W procesie judaizacji Europy - a tak właściwie to obserwowanej dzisiaj judaizacji całego "zachodniego" świata - stopniowo zakazuje się wszelkiej krytyki pobiblijnego judaizmu, zjawisk z nim związanych i jego przedstawicieli. Zakaz dotyczy przede wszystkim naukowej krytyki pewnych aspektów II Wojny Światowej, co uniemożliwia nie tylko prowadzenie rzetelnych badań naukowych, ale stanowi element dominacji w jakimkolwiek dyskursie historycznym.
Dziś historyk może spierać się, badać dokumenty, próbować szczegółowo zliczać ilość ofiar np. terroru stalinowskiego, ale pod groźbą posądzenia go o "antysemityzm" i groźbą realnej kary więzienia, nie może prowadzić badań np. nad ilością ofiar żydowskich podczas II Wojny światowej. Współczesny historyk boi się czy poddanie w wątpliwość dogmatu o "6 milionach zamordowanych Żydów", nie pozbawi go pracy i wolności. Nie wie czy 6 milionów minus jeden, to jeszcze dogmat, czy już "kłamstwo oświęcimskie". A może do przyjęcia jest pięć milionów? A czy cztery to już za mało? Jeśli tak, to kto zatwierdza tę granicę, wszak historykom nie wolno o tym dyskutować, nie wolno spierać się o dokumenty, nie wolno im ich interpretować. Czyżby więc decyzje o takiej a nie innej wykładni zapadały nie w gronie historyków, lecz w gronie ideologów? To ostatnie to oczywiście pytanie retoryczne, a każdy kto ma zdrowe oczy to widzi, że wprowadzanie zakazu dyskusji pod osłoną "walki z nienawiścią" czy z "nieposzanowaniem ofiar", jest właśnie polityczno-ideologiczną cenzurą.


Źródło:http://www.guardian.co.uk/germany/article/0,,1991371,00.html...

Londyn: Aresztowanie australijskiego "negocjonisty Holokaustu"

Brytyjska policja posługując się europejskim nakazem aresztowania i działając na zlecenie policji niemieckiej, aresztowała na londyńskim lotnisku Heathrow 64-letniego Geralda Fredricka Tobena, obywatela Australii, pod zarzutem "publikowania i rozpowszechniania antysemickich materiałów oraz zaprzeczania Holokaustowi".

Dr Frederick Toben, twórca Instytutu Adelajdy (Adelaide Institute), od 1996 roku nękany jest przez "demokratyczne" środowiska w Australii niestannymi procesami sądowymi. Na swojej stronie internetowej (www.adelaideinstitute.org) przypomina, że wydany przez australijski sąd federalny wyrok zabrania mu zadawania pytań i negowania:

"trzech podstwowych legend/mitów Holokaustu-Shoah: [że]

Podczas II Wojny Światowej Niemcy kierowały się eksterminacyjną polityką przeciwko europejskim Żydom;
Których zginęło 6 milionów;
Używając jako narzędzia zbrodni komór gazowych.
Jest niemożliwe dyskutowanie o >Holocauście< mając nałożone te ograniczenia. Zatem jedynie co robię, to zwyczajnie przekazuję (referuję) te sprawy, których nie mam prawa stwierdzić.

Dla przykładu: jeśli stwierdzę, że >Holokaust< jest:

kłamstwem;
6 milionów Żydów nie zginęło, lub że
Komory gazowe nigdy nie istniały, to wtedy będę jedynie relacjonował to co eksperci rewizjonistyczni, tacy jak profesorowie Butz czy Faurisson i inni, stwierdzają publicznie.
Dr. Toben ostrzega na swojej stronie internetowej, że "Ktokolwiek kto odrzuci wiarę w te trzy filary [oficjalnej wersji wydarzeń], narażony jest na zorganizowane w skali światowej działania grup nacisku, które wykorzystają każdą metodę do zniszczenia niezależnego głosu. Niedawnymi ofiarami odmowy uwierzenia w oficjalną wersję 'Holokaust-Shoah' są Germar Rudolf i Ernest Zündel w Niemczech i Siegfried Verbeke w Belgii, Wolfgang Fröhlich i& Gerd Honsik w Austrii. Jeśli chciałbyś zwątpić w opowieść o >Holokaust-Shoah<, musisz być przygotowany na osobiste poświęcenie, musisz być przygotowany na rozbicie Twojej rodziny i małżeństwa, na utratę kariery zawodowej, pracy i więzienie. Dzieje się tak dlatego, że ruch rewizjonistyczny rozbija wielki, wielomiliardowy 'Przemysł Holokaustu-Shoah', jak również podważa egzystencję tworu rasistowskiego syjonizmu - Izraela."

Do listy aresztowanych/więzionych za przekonania w "wolnym świecie", dołączył dzisiaj i Gerald Toben.

Źródło:http://www.ynetnews.com/articles/0,7340,L-3604161,00.html ...

Massachusetts: Sąd odrzucił wniosek o odszkodowanie za wymyślone "pamiętniki czasów Holokaustu"

Sąd w stanie Massachusetts odrzucił pozew wniesiony przeciwko autorce fikcyjnej książki o "Holokauście", Mishy Defonseca, przez wydawcę Jane Daniel, powołując się na "przedawnienie sprawy".

Wydawca pozwał autorkę książki, którą reklamowano jako "wstrząsający pamiętnik Holokaustu" i sprzedawano w milionowych nakładach w wielu krajach świata, żądając m.in. zwrotu zarobionych przez autorkę pieniędzy w wysokości ponad 32 milionów dolarów.

Misha Defonseca przyznała się na początku tego roku, że ani nie jest Żydówką, za jaką się podawała, ani nie przeżyła opisywanych "wstrząsających wydarzeń" i że cała historia została przez nią w 100 procentach wymyślona. W międzyczasie książka belgijskiej prawniczki Mishy Defonseca pt "Misha: A Memoire of the Holocaust Years", wydana w 1997 roku, została przetłumaczona na 18 języków, a na jej podstawie pospiesznie nakręcono kolejny film "ery Holokaustu", pt "Survivre avec les Loups" ("Przeżyć z wilkami").

"Przemysł Holokaustu" rozreklamował książkę jako "prawdziwa historia o przeżyciu Zagłady" i tak jak wiele innych książek mających być "świadectwem ocalałych z Holokaustu" - jak np. wielokrotnie nagrodzane pamiętniki fałszerza Benjamina Wilkomirskiego, książki Elie Wiesela, bajkopisarza Jerzego Kosińskiego, czy megalomana Karskiego - pokazuje jak kruche mogą być wspomnienia, których jedyną siłą jest stojąca za nimi ideologia nie mająca wiele lub nic wspólnego z realnymi wydarzeniami historycznymi. Historia kolejnej książki o "epoce Holokaustu i komór gazowych" pokazuje jak w niewielkim stopniu można polegać na zideologizowanych pamiętnikach, często spisywanych w pół wieku od wydarzeń. Tym bardziej, że stojące za publikacjami i propagowaniem "jedynie słusznej interpretacji wydarzeń" siły, nie dopuszczają do rzetelnej dyskusji nad wydarzeniami II Wojny Światowej, surowo karząc każdego za najmniejsze odstępstwo od "jedynie słusznej linii", spreparowanej przez ideologów i podtrzymywanej przez konformistycznych historyków.


Źródło:http://ap.google.com/article/ALeqM5gm2qUm46TQJ-n9kmp30CXM3mZuSAD93N5SJ...

Amerykański Komitet Żydowski cenzuruje encyklopedię

Amerykański Komitet Żydowski zażądał od znanego wydawnictwa Macmillan wycofania z najnowszej "Encyklopedii rasy i rasizmu" hasła "Syjonizm".

David Harris, dyrektor The American Jewish Committee napisał w liście do Franka Menchaca, wice-prezydenta wydawnictwa Gale [wlaściciela wydawnictwa Macmillan], że "Jest niezrozumiałe, iż tak ceniony wydawca dołączył do encyklopedii o rasizmie [hasło] Syjonizm, [czyli] narodowy ruch Żydów. [...] Żadna inna forma nacjonalizmu nie jest uwzględniona w tej trzy-tomowej encyklopedii. Wydawca Gale daje amunicję szkołom i środowiskom akademickim do napaści na Izrael."

Amerykański Komitet Żydowski kwestionuje opublikowanie hasła "Syjonizm" w The Encyclopedia of Race and Racism, ale również wskazuje na "wiele faktycznych i historycznych nieprawidłowości". Według Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego, Noel Ignatiev, autor hasła "nie posiada studiów żydowskich lub dotyczących Bliskiego Wschodu, a jego poprzednie prace pokazują uprzedzenie do Żydów i Izraela. [...] Ponadto, hasło nieprawidłowo przedstawia Syjonizm jako 'ideologię rasową', a także uwypukla starą plotkę o syjonistyczno-nazistowskiej 'kolaboracji'."

David Harris - uważający prawdopodobnie, iż o syjonizmie, Izraelu i Żydach mogą pisać tylko Żydzi, i to najlepiej ci wspólpracujący z syjonistycznymi organizacjami typu Amerykański Komitet Żydowski czy Światowy Kongres Żydów, a jeśli zabiera się do tego ktoś inny, to musi być to tekst czołobitny - twierdzi dalej: "Pomimo tego, iż hasło jest przedstawiane czytelnikom jako niezależne i bezstronne spojrzenie na Syjonizm, jest ono w rezultacie przepełnione poważnymi błędami i celowymi zniekształceniami. [...] To co jest reklamowane jako praca naukowa, jest w rezultacie propagandą, a jest to karygodne."

Źródło:http://www.jta.org/cgi-bin/iowa/news/article/20081012ajcmacmillan.html...

Gdy brakuje antysemityzmu, należy go samemu wykreować: Żydówka sama namalowała sobie swastyki na drzwiach

Podsycane przez media i pielęgnowne przez środowiska żydowskie "zagrożenie antysemityzmem" okazuje się być skuteczne nie tylko w tworzeniu nieustannej atmosfery napięcia, niepokoju i zagrożenia, ale i w inspirowaniu do kreowania "antysemickich aktów", które mają pociągać za sobą żal i współczucie "prześladowanych". Zaświadczyła o tym niedawno studentka uniwersytetu George Washington, której tak bardzo brakowało współczucia i kolejnej fali potępienia "antysemityzmu", że... sama wymalowała sobie swastyki na drzwiach.

Sarah Marshak, studentka pierwszego roku zgłosiła 23 października br. incydent pojawienia się na drzwiach jej akademickiego pokoju swastyki. W ciągu czterech następnych dni, na jej drzwiach pojawiły się co najmniej dwie następne swastyki. W kilka dni później Erica Tanne, inna żydówka z akademika, zauważyla swastykę na swoich drzwiach, a 28 października swastyka pojawiła się na drzwiach studentki Marshak po raz czwarty i dzień później - po raz piąty. Razem, w ciągu ośmiu dni pojawiło się siedem swastyk: pięć na drzwiach Marshak, jedna na drzwiach Tanne i jedna na ogrodzeniu uniwerstyteckiego szpitala.

Gdy 1 listopada pojawiła się kolejna swastyka na drzwiach Sary Marshak, władze uczelni zwróciły się do FBI o zbadania sprawy. FBI, badając taśmy z nagraniami pochodzącymi z kamer systemu zabezpieczającego budynki, ustaliły, że swastyki malowała... Sarah Marshak.

Marshak przyznała się do namalowania swastyk, jednak stwierdziła, że jest autorką tylko trzech takich malunków. W jej obronie stanęli od razu funkcjonariusze żydowskich organizacji działających na uczelni. Robert Fishman, dyrektor organizacji Hillel stwierdził, że "Był to na pewno akt rozpaczy z jej strony. Nie mogę sobie wyobrazić jak ktokolwiek mógłby coś takiego uczynić. Współczuję jej, równocześnie jednak jestem niezadowolony z tego, iż była zmuszona do powzięcia decyzji o dokonaniu tego."



Incydenty tego typu nie są aż tak wielką rzadkością i raz po raz słychać o pojawianiu się "antysemickich" malunków czy napisów, by potem okazało się, że malowane były ręką samego "poszkodowanego".

Środowiska żydowskie pielęgnują stałe występowanie "aktów antysemityzmu", gdyż - jak stwierdzają to najwybitniejsi badacze etniczności żydowskiej, w tym prof. Kevin MacDonald z California State University - antysemityzm, zarówno realny jak i urojony, jest jednym z nielicznych elementów cementujących diasporę. Jest potrzebny jak tlen do zwykłej egzystencji tych środowisk.




Źródło:http://media.www.gwhatchet.com/media/storage/paper332/news/2007/11/05/...