niedziela, 17 października 2010

Holokaust czy “99-procentowy” mit? - Lech Maziakowski

Walczącym o wolność słowa, swobodę badań naukowych – opracowanie to poświęcam.

Profesor Robert Jan van Pelt, człowiek określany jako jeden z największych współczesnych specjalistów historii obozu KL Auschwitz, w zupełnie przemilczanym przez główne media wywiadzie dla dziennika wydawanego w Toronto [1] wypowiedział słowa, które wskazują na zasadniczy zwrot w oficjalnie promowanej, martyrologiczno-mitologicznej wersji wydarzeń II Wojny Światowej określanej mianem Holokaustu, a szczególnie w dotychczasowej, wysoce zideologizowanej historiografii obozu Auschwitz.

Van Pelt, który przyczynił się do słynnego zwycięstwa Deborah Lipstadt, żydowskiej profesor historii z uniwersytetu Emory w Atlancie – zwycięstwa sądowego, acz nie merytorycznego – jako kluczowy ekspert w rozprawie sądowej wytoczonej w 1996 roku przez brytyjskiego historyka Davida Irvinga o zniesławienie, zaproponował w swoim najnowszym wywiadzie iście rewolucyjną myśl. Otóż według prof. Van Pelta należy: porzucić dbałość o obóz KL Auschwitz, pozbyć się dotychczasowych jego szczątków i w praktyce zapomnieć o jego istnieniu, a wszystko to argumentowane jest – uwaga! – brakiem wystarczających dowodów wspierających oficjalnie głoszoną wersję funkcjonowania obozu KL Auschwitz, głównie aspektu związanego z jego wielkimi liczbami ofiar.

W wywiadzie dla dziennika The Star, na pytanie: “Dlaczego zaproponował Pan aby Birkenau zostało zamknięte i aby natura zrobiła swoje?”, profesor Van Pelt odpowiada:

“Mamy problem z konserwacją, zachowaniem Auschwitz. Miejsce, które jest dobrze zakonserwowane, to tam, gdzie znajduje się obecnie Muzeum, jednak miejsce [gdzie był obóz] Birkenau, kilka kilkometrów dalej, tam gdzie te morderstwa miały miejsce – rozpada się.”

Van Pelt opowiada następnie z jakich to nietrwałych materiałów obozowe budynki były wybudowane, których “żywotność miała wynosić zaledwie dwa do trzech lat”, jak to po zakończeniu wojny baraki “rozebrano – a było ich 500 – załadowano na pociągi i wysłano do Warszawy”, i jak to baraki te, wybudowne z tandetnej cegły, już w 1948 roku rozpadały się. Van Pelt zauważa następnie, że “każdy z tych baraków miał w środku dwa piece z dwoma murowanymi kominami, które jednak nie zostały wysłane do Warszawy”.

Van Pelt kontynuuje wywiad i wyjaśnia, że mamy więc obecnie:

“bardzo dziwny widok: małe, prymitywne ceglane kominy wyrastające na trzy metry ponad ziemię. [...] Oczywiście same kominy – a jest ich razem setki – tworzą silny symboliczny obraz, ponieważ Birkenau kojarzony jest z kominami krematoriów. Krematoriów tych już nie ma – zostały wysadzone przez Niemców [...] – a ponieważ pozostały tam tylko ruiny krematoriów, a ludzie spodziewają się tam kominów, to pole wypełnione małymi kominami, które są pozostałością baraków, tworzą obraz, który ludzie w jakiś sposób kojarzą z zabijaniem i paleniem zwłok ofiar.”

W tym miejscu wywiadu następuje kluczowa konkluzja Van Pelta, który na pytanie: “Poprzez pozwolenie aby natura zrobiła swoje z tym miejscem, czy nie ryzykujemy tego, że ludzkość zapomni co się wydarzyło i czy nie przygotuje to warunków do podważania w przyszłości Holokastu?”, profesor odpowiada:

“99-procent tego co wiemy, nie bazuje na fizycznych dowodach aby to poprzeć. [To co wiemy] jest częścią naszej wiedzy, którą przejęliśmy od poprzedniego pokolenia.” [2]

Dalej rozwija swoją myśl, na pierwszy rzut oka, w niemalże rewizjonistycznym stylu:

“Nie wydaje mi się, aby Holokaust był w tym sensie czymś nadzwyczajnym. W przyszłości, pamietając o Holokauście, będziemy [go] postrzegali w ten sam sposób, jak większość rzeczy z przeszłości. Będziemy pamiętali [go] w literaturze i poprzez wspomnienia świadków. Funkcjonujemy bardzo dobrze w ten sposób, pamiętając wydarzenia przeszłości. W ten sposób wiemy, że Cezar został zabity w marcowym dniu Id. Aby jednak umocować Holokaust w jakiejś specjalnej kategorii i domagać się tego aby tam pozostał, jest właściwie daniem za wygraną negacjonistom Holokaustu, którzy domagają się jakiegoś rodzaju specjalnych dowodów.” [3]

Wobec tak wyrażonego nowego, aby wręcz nie powiedzieć – rewolucyjnego spojrzenia na Holokaust i na obóz KL Auschwitz jako jego symbol, dziennikarz pyta dalej: “Dlaczego zatem miejsce nie zostało jeszcze zamknięte?”, na co Van Pelt odpowiada zdradzając niemal nieznany fakt:

“W 1959 roku była propozycja porzucenia obozu, tak aby natura zrobiła z nim swoje. Muzeum obozu chciało zabezpieczyć bramy i zezwolić na to, aby wszystko się rozpadło. Myślą, która proponowała takie rozwiązanie, było przyznanie, że jest to miejsce, w którym ludzkość tak monumentalnie zawiodła, że właściwie nie powinniśmy go utrzymywać. W tym czasie jednak oceleni [byli więźniowie] sprzeciwili się takiej propozycji. [...] Jednak pięćdziesiąt lat później stajemy w obliczu końca epoki ocalałych – wieku świadków – i wydaje mi się, że [...] my jako gatunek ludzki powinniśmy to zaznaczyć.”

Na problem zawarty w pytaniu: “Co się stanie gdy nikt nie przekaże funduszy na zabezpieczanie tego miejsca?”, Van Pelt mówi:

“Moja odpowiedź na tę kwestię brzmi: ‘No to co z tego? Może to nie jest taki zły pomysł, aby to miejsce zostało wymazane.’”

Van Pelt tłumaczy następnie logikę swojej propozycji, opierając się na decyzji Przewodniczącego Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej (którą to funkcję, warto przypomnieć, pełni pan Władysław Bartoszewski, zwany “profesorem”, chociaż w rzeczywistości jedynie maturzysta), który miał powiedzieć, że “decyzja ta powinna być pozostawiona tym, którzy zginęli w Auschwitz”. W takim razie jednak, zauważa Van Pelt w dość pokrętny sposób:

“Czy mamy jakiś wgląd na ich [ofiar] życzenia co do tego miejsca, poprzez jakieś zarejestrowane zeznania zanim oni zginęli? Ci co przeżyli mają w jakimś stopniu do tego prawo, ale gdy i oni odejdą nie wydaje mi się aby naszą rolą było decydowanie o tym. To jest decyzja, która należy do żyjących. Ziemia należy do żywych. To żyjący muszą podejmować trudne decyzje.”[4]



Wnioski

Wobec powyższej wypowiedzi profesora Van Pelta, którą można śmiało nazwać przełomową, można pokusić się na następujące wnioski:
W środowisku głównych ideologów propagujących obowiązującą wersję Holokaustu oraz w grupach związanych z wykonywaniem programu Przemysłu Holokaustu, dokonuje się zmiana taktyki wspierania tejże ideologii, wynikająca z coraz poważniejszego nacisku niezbitych dowodów, od wielu lat odważnie przedstawianych przez niezależnych historyków i badaczy. Napór ten uniemożliwia dalsze funkcjonowanie dotychczasowej kompozycji ideologiczno-pseudohistorycznej, w której niemiecki obóz koncentracyjny KL Auschwitz wraz z podobozami eksponowany jest jako „największy obóz śmierci”. Szczegółowo dokumentowane prace, nieznane szerszej opinii, niezależnych badaczy dotyczące m.in. liczby ofiar niemieckich obozów czy też zastosowania w nich komór gazowych, od wielu lat przedstawiają bardzo konkretne fakty, wskazujące w tym przypadku na znacznie mniejsze od podawanych liczby ofiar oraz na brak dowodów na ludobójcze wykorzystanie komór gazowych. Między innymi ta właśnie siła argumentów doprowadziła do wycofania się na przełomie lat 90. z propagowanej liczby “4 milionów ofiar” obozu KL Auschwitz i umieszczenie jej na dzisiejszym poziomie “miliona”. Jak jednak niezależni badacze wskazują od wielu lat, historycy wspierający oficjalną wersję Holokaustu nie posiadają żadnych dowodów ponad dobrze udokumentowaną liczbę ofiar, również i tych żydowskich, określaną dla kompleksu obozowego Auschwitz na poziomie 120-170 tysięcy. Jak widać, liczba ta znacznie odbiega od początkowych 10 milionów, funkcjonującego przez kilkadziesiąt lat mitu 4 milionów, czy też obowiązującej obecnie liczby „około 1 miliona”, ze stałą tendencją spadkową. Chcąc forsować liczby większe od niezbicie udokumentowanych, ideolodzy oficjalnej wersji zmuszeni są do zastosowania elementów z pogranicza religii, z nienaruszalnymi dogmatami, w które można tylko wierzyć, lecz których nie wolno kwestionować. Muszą też zastosować terror intelektualno-prawny, odstraszający od prowadzenia badań w tym zakresie.
Siły nadrzędne, kontrolujące świadomość społeczeństw w tym zakresie, zaczynają propagowanie nowego modelu tzw. Shoah, w którym obóz KL Auschwitz zostaje zdegradowany w swej wielkości i staje się „jednym z tysięcy obozów nazistowskich”, cały czas jako znaczący symbol, być może i najważniejszy symbol, lecz niewiele ponadto. Ramowe założenia tego nowego modelu zaprezentowane zostały w książce opracowanej przez centralne Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie pt “Encyklopedia Obozów i Gett: 1933-1945″ (The United States Holocaust Memorial Museum Encyclopedia of Camps and Ghettos: 1933-1945), wydanej w czerwcu 2009 roku przez wydawnictwo Uniwersytetu Indiana. Jak profetycznie stwierdza prof. Steven Katz, dyrektor wydziału Studiów Żydowskich im. Elie Wiesela na uniwersytecie w Bostonie, w wyniku publikacji tej encyklopedii: „Zamiast myśleć kategoriami głównych obozów śmierci, ludzie zrozumieją, że było to powszechne zjawisko na całym kontynencie [europejskim]“.
Tak więc, z pięciu tysięcy znanych dzisiaj historykom obozów – lepiej lub gorzej opisanych, z mniejszą bądź większą domieszką niedopowiedzeń, przekłamań, zwykłych kłamstw oraz innych ideologicznych nieczystości – rewolucjoniści i inżynierowie społeczni z Muzeum Holokaustu, ku konsternacji profesjonalnych historyków rozszerzyli tę liczbę do 20 tysięcy. Tym łatwiej będzie można kontrolować dyskurs publiczny, dając kolejnym pokoleniom zajęcie i zadanie udowadniania rzeczy niemożliwych. W przypadku zaś jakichś trudności natury obiektywnej, w odpowiedniej chwili wstrzyma się prace ekshumacyjne – przerabialiśmy to w Jedwabnem – i zatrudni bajkopisarzy w rodzaju Jana Tomasza Grossa.
Tym, jak twierdzi prof. Katz „powszechnym zjawiskiem”, ma być obciążenie wszystkich, a szczególnie tych żyjących w najbliższej geograficznej styczności – czyli głównie Polaków – realnymi zbrodniami Niemców i wyimaginowanymi astronomicznymi ofiarami, które summa summarum muszą w ekwilibrystyce arytmetycznej dać niepodważalną liczbę “6 milionów”.

Niedawno opublikowany tekst na łamach izraelskiego serwisu internetowego YnetNews, pióra prof. Zee Tzahora, który w najdobitniejszych, jakże kłamliwych i wściekle obelżywych słowach obciąża Polaków za dokonywanie morderstw Żydów (a Polacy ci według prof. Tzahora “Pod względem poświęcenia w prześladowaniu Żydów, wydawaniu ich nazistom, ich aktywnej roli w przemyśle eksterminacyjnym, byli drudzy jedynie po Niemcach, a czasami nawet bardziej oddani w działalności eksterminacyjnej.”), jest bardzo jasnym sygnałem do rozpoczęcia kolejnego, bardziej zaawansowanego etapu ataku na Polaków i samą Polskę, jako „zbrodniarzy wojennych” znacznie gorszych od Niemców. Wpisuje się to doskonale w model “rozprzestrzenienia winy” i odciążenia Niemców, których dzisiejsze państwo w uległy sposób spełnia kolejne żądania Przemysłu Holokaustu, i które chętnie podzieli się swoją winą z innymi. Artykuł prof. Tzahora nie jest zatem żadnym “wypadkiem przy pracy”, żadną “wpadką” wydawnictwa “Jedijot Achronot”, jak niektórzy próbują sugerować, i niewiele pomogą tutaj kurtuazyjzne i niemrawe protesty polskiej ambasady. Tekst został niewątpliwie wydrukowany z pełną wiedzą o zawartych w nim prowokacyjnych kłamstwach i ma służyć przyjętemu modelowi, o którym będzie niestety słychać coraz częściej.

eśli wiele zbrodni dokonanych przez Niemców i współdziałające z niemieckimi służbami jednostki kolaboracyjne (jak np. ukraińskie oddziały SS), może być w jakimś stopniu poddana mniej lub bardziej rzetelnym badaniom historycznym opierającym się na konkretnych dowodach – raportach wojskowych, zapiskach dowódców, zeznaniach wiarygodnych świadków, itp. – to w przypadku oficjalnych, wielokrotnie powiększonych liczb ofiar głównych obozów koncentracyjnych jest to niemożliwe i wobec tego wygodne i konieczne dla podtrzymania ideologicznego obrazu Holokaustu jest terytorialne rozprzestrzenienie zbrodni na Żydach. Jak twierdzi prof. Steven Katz, nowa Encyklopedia Obozów zrewolucjonizuje myślenie o Holokauście. “Każdy kto myśli, że to [czyli Holokaust] wydarzyło się w sposób niezauważony przez przeciętnego człowieka, zburzy tę mitologię. Był jeden Auschwitz i jedna Treblinka, ale było również 20 tysięcy innych obozów rozlokowanych w całej Europie.”
Jeśli jednak przez 65 lat nie potrafiono w przekonywający sposób – a niekiedy w żaden logiczny sposób – udowodnić podawanych liczb ofiar głównych niemieckich obozów, to jakże historycy poradzą sobie z czterokrotnie większą liczbą nowych obozów i zaproponowanych żydowskich miejsc kaźni? Jeśli na przykład do tej pory trudno o rzeczowe i nie graniczące z fantasmagoriami wyjaśnienia przyczyny śmierci “milionów ofiar” obozów Bełżec, Sobibór czy Treblinka, to cóż dopiero mówić o możliwościach manipulacyjnych nowych “20 tysięcy obozów” w Europie?
Po dziś dzień trudno bowiem o rzeczową odpowiedź na pytanie w jaki sposób zginęły ofiary w tychże obozach (Bełżec, Sobibór czy Treblinka), jeśli największe żydowskie encyklopedie i najtęższe głowy historyków ortodoksyjnych (np. Hilberg) do tej pory twierdzą, że główną przyczyną śmierci w tych obozach były… spaliny silników dieslowskich (chodzi o tlenek węgla, który jednak w tychże gazach występuje w znikomych ilościach – o czym za chwilę). Nie tylko brak podstawowych badań fizykochemicznych mogących potwierdzić samą możliwość masowego uśmiercania spalinami dieslowskimi, ale nawet we współczesnej literaturze medycznej znany i udokumentowany jest jak do tej pory zaledwie jeden przypadek śmierci od gazów spalinowych silników dieslowskich. A cóż dopiero mówić o “milionach ofiar”, na dodatek przy braku jakichkolwiek dowodów – poza sprzecznymi ze sobą i konfabulacyjnymi zeznaniami zaledwie kilku wątpliwych “świadków”. No i na jakiej podstawie ci historycy szacują swoje liczby, jeśli mamy do czynienia z tak ogromnym rozrzutem? Zajrzyjmy do oficjalnych książek: Tregenza twierdził w roku 2000, że w Bełżcu zginęło milion Żydów, lecz w tym samym roku Jean-Claude Pressac pisał, że zginęło tam “poniżej 150 tysięcy”. W Sobiborze podobnie: Zimmerman mówi o “350 tysiącach”, Pressac – “poniżej 35 tysięcy”, czyli dziesięciokrotnie mniej. W przypadku Treblinki, propaganda sowiecka i powojenna “oficjalna historiografia” mówią nawet o “7 milionach ofiar”, żydowski “świadek” Rajzman wylicza “3 miliony ofiar”, van Pelt mówi o 750 tysiącach, a Pressac już o “poniżej 250 tysiącach”. Gdzie zatem leży prawda przy tak wielkich rozrzutach? A przy tym warto podkreślić, że są to badania historyków nurtu wspierającego oficjalną wersję Holokaustu, bez dopuszczenia do głosu ich kontestatorów, bez przeprowadzenia np. szerokich badań fizyko-chemicznych, niezbędnych nawet przy pojedynczym morderstwie, a cóż dopiero przy milionach ofiar.
Oprócz masy artykułów w głównych mediach, które uważają, że w dyskusji na te najbardziej kontrowersyjne tematy II Wojny Światowej nie trzeba posilać się faktami, a wystarczą zwykłe inwektywy (zob. np. teksty w tygodniku Newsweeka Polska: „ Irving! Won, kłamco!” Aleksandra Kaczorowskiego i „Patrzmy Irvingowi na ręce” Tomasza Stawiszyńskiego), warto w tym miejscu wspomnieć o postawie strony przeciwnej, balansującej te media. Warto wspomnieć o wystąpieniu w Radio Maryja prof. Józefa Szaniawskiego[5], choćby z tego względu, że wypowiedź tę można zakwalifikować jako przykład stanu świadomości historycznej (niestety, świadomości dalece zmanipulowanej) pewnej ponadprzeciętnej kadry naukowej. Na pytanie prowadzącego audycję ojca, który wspomniał o “4 milionach” ofiar obozu Auschwitz, liczbie serwowanej nam w czasach komunizmu, prof. Szaniawski nie raczył ustosunkować się do tejże, obowiązującej przez kilkadziesiąt lat liczby – wpajanej wszystkim, wyrytej na tablicach, przed którymi klękał m.in. Jan Paweł II – lecz przywołał nową liczbę ofiar: “około 800 tysięcy”. Na jakiej podstawie odrzucił on oficjalnie podawaną liczbę (określaną na “milion do milion-sto tysięcy”) nie wyjaśnia już, natomiast z dziurą edukacyjną niegodną historyka wyraźnie przerósł on nawet ortodoksyjnych historyków wypowiadając się na temat obozu w Treblince. Prof. Szaniawski twierdzi bowiem, że “w Treblince zamordowano około miliona Żydów”. Czyżby zatrzymał się on w swoich badaniach na lekturach sowieckich propagandystów, swego czasu serwujących nam te – i jeszcze większe – astronomiczne liczby, czy też zechciałby sięgnąć po prace np. J. C. Pressaca – było-nie-było żydowskiego historyka nurtu oficjalnego – podającego liczbę “poniżej 250 tysięcy”. Jeśli jednak byłby bardziej wnikliwy, być może zainteresowałby się stanem dowodowym dotyczącym tego właśnie obozu – a jest on w całej zideologizowanej wersji Holokaustu najbardziej wstydliwym punktem, gdyż przypadek Treblinki jest piętą achillesową Holokaustu – gdyż tak naprawdę to brak jakichkolwiek dowodów na potwierdzenie tak wielkich liczb ofiar. Warto dodać, że prace niezależnych historyków odrzucają możliwość masowego uśmiercania przy pomocy spalin silników dieslowskich – a oficjalna wersja mówi właśnie o tym środku śmiercionośnym, a nie o np. Cyklonie-B – oraz oceniają liczbę ofiar na poniżej 80 tysięcy. To bardzo dużo, to o 80 tysięcy za dużo, ale jak liczba ta ma się do wtłaczanych przez lata społeczeństwom milionów?
Należy ponadto podkreślić, że w powszechnej świadomości zakorzeniona wersja o produkcie występującym pod nazwą Cyklon-B jako sprawcy ludobójstwa w komorach gazowych niemieckich obozów koncentracyjnych, jest w świetle nawet ortodoksyjnej literatury żydowskiej nieprawdziwa, choćby dlatego, że – biorąc statystyki ofiar, opracowne przez tychże historyków – niemal 2/3 wszystkich ofiar żydowskich zginęła nie od Cyklonu-B, lecz od tlenku węgla.[6] Pora uświadomić sobie niestabilność oficjalnej wersji, w której zmową milczenia pomija się ten aspekt. Niemal wszyscy autorzy oficjalnej literatury “holokaustycznej” nie odnoszą się do tej kluczowej kwestii – sposobu morderstw 2/3 ludności żydowskiej – nie tylko nie przedstawiając argumentów za jej poparciem, ale często nawet ani słowem nie odnosząc się do niej, nie mówiąc już o braku jakichkolwiek analiz fizykochemicznych mogących potwierdzić tak brzemienną w skutkach hipotezę[7]. Z naukowego punktu widzenia stanowisko takie jest niedopuszczalne i choćby tylko ten jeden fakt świadczy o ideologizacji nauk historycznych.
Problem świadków jest kluczowy we wszystkich opisach działalności obozów koncentracyjnych, natomiast w przypadku obozów Sobior-Belzec-Treblinka przyczynia się do konieczności zupełnego odrzucenia prezentowanej przez nich wersji wydarzeń. Weźmy bardzo nagłaśnianego “świadka” – żydowskiego fryzjera w obozie Treblinka, Abrahama Bombę, którego zaprezentował żydowski reżyser Claude Lanzmann w antypolskim, ponad dziewięciogodzinnym paszkwilu, filmie Shoah. Bomba stwierdza, że jako fryzjer golił żydowskich więźniów w komorze gazowej, pomieszczeniu o wymiarach “4 metry na 4 metry”, w którym pomieściło się – uwaga – “140 do 150 kobiet z dziećmi”, a w tymże małym pomieszczeniu było miejsce dla “16 lub 17 fryzjerów” oraz “dwóch lub trzech niemieckich strażników”. Fryzjerzy opuszczali tę “komorę gazową” na “pięć minut”, po czym więźniów gazowano, a następnie opróżniano ją z ciał, co trwało “jedną minutę” (sic!) i fryzjerzy wracali do następnej partii więźniów. Tak oto wyglądają zeznania “świadków” – Bomby i wielu innych – które stanowią podstawę obowiązującej wersji Holokaustu z “milionami ofiar żydowskich” obozu Treblinka oraz innych obozów niemieckich. To tylko pierwszy z brzegu przykład świadków, na podstawie których imaginacji i absurdalnych zeznań, wspomnień i literatury buduje się arytmetyczne proporcje obowiązującej wersji Holokaustu i mówi się o naukowych jego podstawach. Do pełnego obrazu należałoby w tych obozach dodać zupełny brak szczątków tak wielkiej liczby zamordowanych i skremowanych, brak nie tylko dowodów ale i samej technicznej możliwości dostarczania niewyobrażalnie wielkiej masy paliwa, węgla czy drewna, potrzebnych do skremowania ciał, itd, itp. W wolnym państwie na te tematy należałoby spodziewać się setek prac doktorskich udowadniających fałsz funcjonującej przez kilkadziesiąt lat propagandy, lecz zamiast tego mamy zagłębianie się w bezdenne opary ideologii.
W teorii prof. Katza, edytora wspomnianej wyżej Encyklopedii, KL Auschwitz dalej pozostaje wyjątkowym obozem, tak jak Treblinka („był jeden Auschwitz i jedna Treblinka”), lecz przecież nic nie stoi na przeszkodzie aby równocześnie wspierać symboliczność obozu KL Auschwitz, a z drugiej strony iść torem rozumowania prof. Van Pelta. Oprócz czysto propagandowego symbolu obozu KL Auschwitz, będzie można zezwolić w pewnym momencie na kontrolowany rozkład przeważającej jego części. Nienaruszalny symbol pozostanie, a pozostałości materialne ulegną dewastacji. Muzeum pozostanie – kierowane przez wiadome gremia – lecz najbardziej kontrowersyjne części obozu (np. odbudowane po wojnie przez Rosjan komory gazowe, bowiem to co dzisiaj jest prezentowane turystom, to rekonstrukcja powojenna[8]) – już niekoniecznie. Mit wyjątkowości, unikalności i wyłączności cierpienia Żydów pozostanie i będzie pączkował, zaś nawet marne dowody materialne świadczące o niezaprzeczalnym bestialstwie nazistowskiego systemu obozowego skupiającego się przecież głównie na nie-żydowskich więźniach – zniknie. Chyba, że… Chyba, że pewne siły będą dążyły do utrzymania dotychczasowego wizerunku obozu, nawet poprzez preparowanie bądź też korzystanie z nadażającej się okazji nagłośnienia potrzeb obozu, co miało miejsce z niedawną, wielce podejrzaną kradzieżą obozowego napisu “Arbeit Macht Frei”. Wydaje się, że ten ostatni incydent, w ważnym dla egzystencji obozu momencie, spełnił swoją rolę i przysłużył się do zdobycia dodatkowych międzynarodowych funduszy na utrzymanie obozu. Być może był w jakiś sposób skorelowany z wcześniejszą wypowiedzią prof. Van Pelta, ukazującą nowe podejście do resztek obozowych.
Wiele do myślenia – wszystkim, lecz przede wszystkim apologetom obowiązującej ideologii Holokastu – powinno dać stwierdzenie prof. Van Pelta, który jasno wyraził się, iż 99-procent tego, czym operuje ta ideologia, nie opiera się na faktach, nie opiera się na dokumentach, innymi słowy – jest swego rodzaju narracją quasi-historyczną zmieszaną z mitomanią, czyli tym co Żydzi określają mianem Haggada. Prof. Van Pelt być może zdaje sobie sprawę, choć trudno mu to wyrazić w jeszcze jaśniejszych słowach, że wiele kluczowych elementów obowiązującej ideologii Holokaustu opiera się na pamiętnikowych wspomnieniach, czyli obszernej literaturze Holokaustu, która jednak poddana rzeczowej krytyce literacko-historiograficznej zostałaby – i tak niewątpliwie osądzi ją Historia – porzucona we wstydliwy kąt propagandy ideologicznej epoki syjonizmu, obok stosów literatury stalinizmu.
A literatura holokaustyczna, rozrastająca się w fenomenalnym tempie, potrafiła dokonać trwałego wyłomu w świadomości społeczeństw, odciągając najbardziej nawet zdolnych historyków od wnikliwego przyjrzenia się tematowi, który przecież – jak się wmawia – został już dostatecznie zbadany, opisany, i którego nie wolno dotykać z niertodoksyjnej strony bez narażenia się na stygmę medialną i zainteresowanie wymiarem sprawiedliwości. Warto w tym momencie przywołać statystyki pokazujące skalę tejże ideologicznej masakry świadomości społecznej. Np. gdy w latach 1960. wydawano około 30 angielskojęzycznych, znaczących pozycji o Holokauście, to w dekadę później – 140 pozycji, w latach 1980. – 346 pozycji, by w latach 2000-2007 (a jest to niecała dekada) dojść do liczby ponad 900 pozycji rocznie. Jeśli uwzględnić inne media – filmy, CDs, itp. – to liczba ta urasta do grubo ponad 5000 pozycji rocznie, czyli każdego dnia, każdego roku, tylko w świecie angielskojęzycznym, powstaje 15 kolejnych produktów propagandy Holokaustu. Razem z atmosferą “Dni Holokaustu”, oddziaływaniem setek muzeów i pomników Holokaustu, spotkań, sympozjów, studiów, programów szkolnych, monstrualną ilością artykułów prasowych, programów telewizyjnych, internetowych stron, a także zgubnego dla Kościoła i Jego wiernych “dialogu katolicko-żydowskiego” – otrzymujemy obraz zasięgu tego socjotechnicznego działania. Jak widać ulegają jemu nawet najbardziej uczciwi naukowcy, którzy jednak z jakichś względów boją się wyjść poza ramy wyznaczone przez establishment poprawności politycznej i historycznej.



Konkluzja

Uczestnicząc w dyskusji na ten jeden z najbardziej zideologizowanych tematów, czy jak określił to prof. Arthur Butz w tytule swojej, wydanej jeszcze w 1976 roku, książki – “Przekręt XX wieku”[9], warto podkreślić, że w sporze o detale dokonanych zbrodni nie wolno zapominać o rzeczywistym cierpieniu milionów ofiar wojny, w tym wielu, wielu setek tysięcy ofiar żydowskich. To przeciwko Żydom obłędny system socjalistyczny ugruntowany w mitomanii niemieckiej skierował się w pierwszej kolejności, to Żydzi w znaczny i szczególny sposób doznali upokorzeń, krzywd, prześladowań. (Czy i na ile antysemityzm niemiecki miał uzasadnione i sprowokowane podłoże, to kwestia godna osobnych rozważań.) Jednak przy całym szacunku do najczęściej niewinnych ofiar żydowskich – gdyż żydowscy gracze polityczni, gospodarczy i finansjera nie interesowali się losem swoich pomniejszych braci – przy całym szacunku dla o wiele większej liczby nieżydowskich ofiar, nie wolno zapominać o konieczności poznania prawdy i o prawdziwych konsekwencjach socjalizmu narodowego. A ten, tak jak każdy system socjalistyczny skierowany przeciwko Bogu i porządkowi moralnemu, musi produkować takie a nie inne owoce. II Wojna Światowa była bowiem niczym innym tylko kulminacją dwóch bezbożnych i antyludzkich totalitaryzmów – narodowego i międzynarodowego socjalizmu, które najpierw wspólnie przygotowywały się do podboju Europy, by później poróżnione zgotować światu piekło. To wtedy też zatriumfowała i wydała swe owoce obłędna uzurpacja różnych grup do miana nadludzi.

Każda reforma, w tym i uporządkowanie sfery dochodzenia do prawdy historycznej, badania minionych zdarzeń, weryfikowania informacji, musi być zapoczątkowana przywróceniem właściwego nazewnictwa. Wiedział już o tym Konfucjusz stwierdzający, że pierwszym krokiem do prawdziwych reform politycznych – choć oczywiście nie tylko tych – musi być nazywanie rzeczy po imieniu, musi być właściwe zredefiniowanie funkcjonujących pojęć. W przypadku pojęcia “Holokaustu”, które stało się nieprecyzyjnym hasłem w sensie historycznym, za to wybuchowym w ideologicznym, należy zaznaczyć, że nie chodzi o negowanie cierpienia Żydów, że nie chodzi o zaprzeczanie funkcjonowania niemieckich obozów koncentracyjnych, że nie chodzi o łapanki, rozstrzeliwania, wywózki, getta, że nie chodzi o całą antyżydowską politykę III Rzeszy. Temu wszystkiemu nikt obiektywnie analizujący wydarzenia nie może zaprzeczyć. Chodzi natomiast o przywrócenie właściwych proporcji tych zjawisk; chodzi o zdanie sobie sprawy z wpływu i celów różnych światowych sił pragnących dzisiaj utrzymać status quo obowiązujących wersji, z których czerpią one materialne i pozamaterialne korzyści i wykorzystują je do niecnych celów; chodzi o przeciwstawienie się uzurpacji i monopolizacji cierpienia; chodzi o przyznanie, że ofiary wojny rozpętanej przez socjalistyczną utopię, to nie tylko Żydzi, że w sumie stanowią oni kilka procent wszystkich jej ofiar i że w wojnie tej chodziło o ważniejsze cele niż prześladowanie Żydów czy też usunięcie ich z Europy. Poznanie prawdziwej skali wydarzeń i ich przebiegu, pozwoli na ustalenie czy mamy do czynienia z liczebną wyjątkowością zdarzenia określanego mianem Holokaustu – co próbuje się wykorzystać nawet w sensie teologicznym – czy też uczestniczymy w serwowanej nam fikcji o groźnych konsekwencjach dla całej ludzkości.

W każdej publikacji i wypowiedzi na te tematy należy zachować obiektywizm i rozpatrywać racje obu stron chcących zaprezentować swoje argumenty. Stanowisko strony oficjalnej znane jest każdemu, jednak aby rzetelnie zrozumieć losy wydarzeń wojennych i naprawdę oddać hołd wielu niewinnym ofiarom wojny, należy poważnie pochylić się nad wszystkimi dokumentami, odrzucić ideologiczną ich interpretację, pozbyć się pozamerytorycznych nacisków. Aby służyć Prawdzie i nie kpić z prawdy historycznej należy pozbyć się cenzury, autocenzury, penalizacji wypowiedzi, należy przyznać się do słabości głoszonych oficjalnie tez, jako pierwszego kroku do pisania rzetelnej historii. Wypowiedź prof. Van Pelta chciałoby się widzieć właśnie w tej ostatniej kategorii – przyznania się do porażki, przyznania się do tego, że znaczna część, czy jak to woli prof. Van Pelt – “99-procent” oficjalnej teorii nie opiera się na weryfikowalnych faktach. Van Pelt przyznaje śmiało, że “Holokaust” w formie obecnie nam wpajanej nie może pozostać tam gdzie jest dotychczas, że nie można “umocować Holokaustu w jakiejś specjalnej kategorii i domagać się tego aby tam pozostał”, bowiem byłoby to przyznaniem racji dokumentom, rzetelnym świadkom oraz zwykłej logice, nade wszystko zaś byłoby przyznaniem się do porażki, byłoby, jak twierdzi “właściwie daniem za wygraną negacjonistom Holokaustu, którzy domagają się jakiegoś rodzaju specjalnych dowodów”. Tak, niezależni badacze historii, domagają się dowodów, domagają się po prostu dowodów i wcale nie żądają “specjalnych dowodów”, lecz wołają o otwartą debatę naukową. Czy i w jakim stopniu przyznanie o słabości oficjalnej wersji Holokaustu będzie wykorzystane, czy nie zostanie ono wprzęgnięte w budowę jeszcze bardziej zmitologizowanej wersji żydowskiej Haggady, pozbawionej nawet szczątków obozowych - czas pokaże. Póki co należy przyjąć to stwierdzenie w nadziei, że pozwoli otworzyć oczy wątpiącym, zdezorientowanym, zagubionym i umożliwi wolne i bezkompromisowe badanie historii.


Opracowanie: Bibula Information Service (B.I.S.) 

Włochy: Oburzenie lobby żydowskiego na wykładowcę podważającego oficjalną wersję tzw. Holocaustu

(Informacyjna Agencja Radiowa/IAR): Oburzenie włoskiej opinii publicznej wywołała wiadomość o wykładzie uniwersyteckim, w którym zanegowano świadectwa na temat Holocaustu. Wygłosił go profesor Uniwersytetu w Teramo w Abruzji, który swoje tezy głosi od 2007 roku – jak do tej pory jednak bezkarnie.

Claudio Moffa – wykładowca na wydziale nauk politycznych włoskiej uczelni – dużą część swego wystąpienia poświęcił właśnie krytyce ścigania osób, które podają w wątpliwość zagładę narodu żydowskiego w czasie II wojny światowej. Podał przykład nauczyciela rzymskiego liceum, który po wyrażeniu opinii, że młodzież niepotrzebnie masowo jeździ do obozu w Auschwitz, został zawieszony na pół roku. W Niemczech jest jeszcze gorzej, bo można iść za to do więzienia – powiedział Moffa, który nagranie swego wykładu umieścił sam w internecie. Stwierdza w nim m. in., że “wolno powątpiewać w pamięć niektórych świadków, prawdziwych lub rzekomych, ponieważ wspomnienia swoje napisali po tak długim czasie od wydarzeń”.

Tezy głoszone na Uniwersytecie w Teramo spotkały się z energicznym protestem Związku Żydów Włoskich. Przypomina on, że „podawanie w wątpliwość bądź negowanie zagłady stanowi obrazę jej ofiar”.

http://stooq.pl/n/?f=369184&c=0&p=4

Monachium: 81-letnia kobieta, 91-letni mężczyzna – skazani za “negowanie Holokaustu”

Sąd w Monachium skazał 6 października br. 81-letnią Ursulę Haverbeck-Wetzel na sześć miesięcy pozbawienia wolności z zawieszeniem wykonania wyroku oraz karę tysiąca euro, za “rozprowadzanie wśród uczniów szkolnych swoich tekstów, w których negowany jest Holokaust” – informuje niemiecka agencja DPA.

Sędzia Norbert Riedmann skazał równocześnie 91-letnigo mężczyznę, który zgodził się na umieszczenie swojego nazwiska w tekstach Ursuli Haverbeck-Wetzel, na karę grzywny w wysokości 600 euro.

Sędzia wydając wyrok powiedział, że wątpi aby skazana zmieniła swoje opinie, ale właśnie dlatego zdecydował się wymierzyć wyrok za wyrażanie sprzecznych z prawem opinii.

W Niemczech tzw. “negowanie Holokaustu”, czyli wyrażanie opinii niezgodnych z obowiązującymi oraz prowadzenie badań naukowych nad najbardziej zideologizowanymi aspektami II Wojny Światowej, zagrożone jest karą pozbawienia wolności do 5 lat.

http://www.jta.org/news/article/2010/10/07/2741171/eldery-german-woman-fined-for-holocaust-denial

Holocaust to mit? – Dariusz Ratajczak

Tekst z książki doktora Dariusza Ratajczaka z 1999 r., w którym zreferował poglądy rewizjonistów Holocaustu. Został za to wyrzucony z Uniwersytetu Opolskiego, stracił przyjaciół z uczelni, żona z dziećmi też od niego odeszła. Polecam alternatywne spojrzenie na “mit założycielski” religii poprawności politycznej. - portal Wolność i Kapitalizm



REWIZJONIZM HOLOCAUSTU

Od polowy lat 70-tych Holocaust, traktowany jako religia, jako coś wyjątkowego, nie mającego precedensu w dziejach świata, zaczyna spotykać się z odporem ze strony historyków-rewizjonistów.

Krytykują oni nie tylko jego wyjątkowość, ale także rewidują dotychczasową wersję wydarzeń. Innymi słowy poddają rewizji oficjalnie podawaną liczbę Żydów zgładzonych podczas wojny, a także sposoby ich uśmiercania.

Ludzie ci traktowani są przez wyznawców religii Holocaustu, a więc zwolenników cenzury i narzucania opinii światowej fałszywego, propagandowego obrazu przeszłości, jako szarlatani, neonaziści i skrajni antysemici.

Argument to chyba chybiony, gdyż ruch historycznego rewizjonizmu, którego elementem (co prawda ważnym) jest nonkonformistyczne podejście do Holocaustu, nie jest jednorodny. Zaangażowani są w nim historycy-zawodowcy, amatorzy, całe instytucje. Nie ma on jednego oblicza ideowo-politycznego. Występują w nim postawy rozciągające się od skrajnej prawicy po skrajną lewicę, a rewizjoniści to ludzie wszystkich ras i wielu narodowości, włącznie z Żydami.

I jeszcze jedna uwaga porządkująca: rewizjonizm historyczny, zauważalny w USA i Europie Zachodniej, a ostatnio w jej środkowo-wschodniej części (może najmniej w Polsce), stara się zwalczać tzw. utarte prawdy nie podlegające z różnych – propagandowych, politycznych, “biznesowych” – względów krytyce. Problem jest więc bardzo szeroki. My skoncentrujemy się tylko na Holocauście.

W rozwoju rewizjonizmu Holocaustu, po wcześniejszych wystąpieniach Paula Rassiniera (ten więzień Buchenwaldu i Dory zakwestionował jako pierwszy istnienie komór gazowych w obozach koncentracyjnych) i prof. Roberta Faurissona (za głoszenie poglądów, że oficjalna wersja eksterminacji Żydów jest nieprawdziwa “wyleciał” z pracy na Uniwersytecie w Lyonie. Potem miał sprawy sądowe i kłopoty z różnymi postępowymi “bombiarzami” – typowy to sposób rozprawiania się z rewizjonistami; doświadczył tego również autor “Wojny Hitlera” – David Irving), przełomem stała się sprawa kanadyjskiego rewizjonisty Emsta Zuendela. W 1985 roku postawiono go przed sądem za wydanie broszury autorstwa Richarda Verralla “Czy naprawdę zginęło 6 milionów (Żydów – DR)”. Na drugim procesie Kanadyjczyka, w roku 1988, wystąpił jako świadek obrony Fred Leuchter, jedyny w USA ekspert od budowy urządzeń do wykonywania kary śmierci – także komór gazowych, w których skazańcy uśmiercani są cyjanowodorem, a więc tym samym gazem, jakim mieli być zabijani Żydzi w Auschwitz-Birkenau.

W tym samym roku Leuchter, fachowiec najwyższej jakości, człowiek pozbawiony jakichkolwiek “skłonności politycznych” (on zna się po prostu na komorach gazowych i substancjach zabijających – tyle i aż tyle) udał się wraz z ekipą do Polski, gdzie zbadał komory gazowe w Oświęcimiu, Brzezince i Majdanku. Tezy opracowanej przez niego po powrocie ekspertyzy okazały się zabójcze dla zwolenników oficjalnej wersji Holocaustu, a sprowadzały się do jednoznacznej konkluzji, iż pomieszczenia przedstawiane jako komory gazowe nie mogły służyć do masowego zabijania ludzi (o czym bardziej szczegółowo za chwilę).

Raport Leuchtera stał się bardzo popularny w kołach rewizjonistycznych. Zainspirował on m.in. niemieckiego naukowca z Instytutu Maxa Plancka – dr Germara Rudolfa do wydania ekspertyzy o cyjanowodorze używanym w Oświęcimiu (godzi się wspomnieć, że w Niemczech ludzie rewidujący Holocaust są narażeni na prawne represje; podobne “przyjemności” niedługo staną się udziałem Polaków).

Należałoby wreszcie skrótowo ująć tezy i argumenty, jakimi posługują się rewizjoniści Holocaustu. Dla niewtajemniczonych, lub takich, którzy bez zastrzeżeń aprobują oficjalną wersję wydarzeń, będą one zapewne rodzajem szoku. Ozdrowieńczego, czy wręcz przeciwnie – nie moje to zmartwienie.

Przede wszystkim należy stwierdzić, ze rewizjoniści, przynajmniej ci poważni, bo hochsztaplerów – jak wszędzie – nie brakuje, nie kwestionują antyżydowskiej polityki III Rzeszy, istnienia obozów koncentracyjnych, przymusowej pracy więźniów w tych obozach, deportacji Żydów do gett i obozów oraz śmierci wielu Żydów z różnych przyczyn – także w wyniku masowych egzekucji.

Uważają natomiast, że nigdy nie istniał i nie był realizowany przez władze niemieckie plan systematycznego wymordowania Żydów europejskich, że nie istniały komory gazowe do masowego uśmiercania Żydow oraz że liczba Żydów, którzy ponieśli śmierć w okresie II wojny światowej jest o wiele niższa od podawanej i traktowanej bardzo rygorystycznie liczby 6 milionów.

Ogólniej natomiast Holocaust jest dla rewizjonistów mitem opartym wprawdzie na prawdziwych i strasznych wydarzeniach, które jednakowoż należy widzieć w kontekście XX wiecznej wojny totalnej, prowadzonej bezwzględnie przez wszystkie strony konfliktu i które porównywalne są z innymi wydarzeniami tamtych lat (cierpienia milionów Polaków, masakry niemieckiej ludności cywilnej przez lotnictwo alianckie, śmierć kilku milionów jeńców rosyjskich – od siebie dodam: i niemieckich w czasie wojny i po wojnie w ZSRR – masakra wojsk japońskich na wyspach Pacyfiku oraz cywilów w macierzy itd.). Rozpatrzmy teraz te 3 główne założenia rewizjonizmu Holocaustu

1. Polityka III Rzeszy wobec Żydów

Według rewizjonistów naziści chcieli rozwiązać tzw. kwestię żydowską przede wszystkim poprzez przesunięcie Żydów z Niemiec, a później z Europy, na Madagaskar lub do Palestyny, co zresztą miłe było syjonistom (fakt kontaktów nazistów z kołami syjonistycznymi przed i w czasie wojny jest bezsporny).

Po roku 1941 kierownictwo III Rzeszy, mając do dyspozycji ogromne obszary ZSRR, postanowiło deportować Żydów z Europy na Wschód. Niemcy kierowali się tu względami ideologicznymi, bezpieczeństwa (Żydzi jako aktywnie walcząca mniejszość) oraz motywem praktycznym, mającym za podstawę włączenie Żydów dla potrzeb gospodarki wojennej.

Była to polityka brutalna i często zbrodnicza, szczególnie za linią frontu wschodniego, gdzie działały “Einsatzgruppen”, ale nie można mówić o zaplanowanej eksterminacji narodu żydowskiego z motywów ideologicznych, przy użyciu specjalnych urządzeń do zabijania (ruchome komory gazowe itp.).

2. Problem komór gazowych

Rewizjoniści uważają, iż mimo nagłaśniania od lat 40-tych istnienia w obozach koncentracyjnych komór gazowych do masowego uśmiercania ludzi (głównie, a w zasadzie wyłącznie Żydów i Cyganów), przez długie lata nie istniały żadne ekspertyzy techniczno-kryminalistyczne poświęcone tym szczególnym narzędziom mordu. Przełomem okazały się dopiero badania Leuchtera i Rudolfa. Ich wspólna konkluzja jest jednoznaczna: nie było możliwe uśmiercanie gazem milionów (a nawet setek tysięcy) ludzi w pomieszczeniach przedstawianych obecnie wycieczkom w Oświęcimiu, czy na Majdanku jako komory gazowe. Decydują względy techniczne, chemiczne i fizykalne.

Pomieszczenia uznawane za komory gazowe nie miały stalowych drzwi, nie były uszczelnione, co groziło śmiercią wszystkim znajdujących się w pobliżu, także SS-manom. Ściany nie były pokryte odpowiednią warstwą izolacji, nie było urządzeń zapobiegających kondensacji gazu na ścianach, podłodze czy suficie. Komory posiadały zupełnie zwyczajną wentylację, całkowicie nieprzydatną do usuwania mieszaniny powietrza i gazu na zewnątrz budynku, tak, aby nie groziło to życiu obsługi i SS-manów. W ścianach tzw. komór gazowych nie ma prawie śladów cyjanowodoru.

Ze sprawą komór wiąże się oczywiście użycie przez Niemców preparatu Cyklon B, czyli wspomnianego cyjanowodoru.

Cyklon B był w czasie wojny stosowany przez Niemców jako środek zabijający wszy. Stosowano go w komorach do odwszawiania (ale nie gazowania ludzi!), w koszarach itd. Z wielu względów jego zastosowanie w technice mordowania ludzi było niemożliwe. Cyklon jest “mało inteligentny” (długi, 2 godziny czas wydzielania gazu z granulatu, jeszcze dłuższy bo 20 godzinny czas usuwania tegoż z pomieszczeń, a przecież Niemcy nic tylko gazowali i gazowali!). Poza tym byłaby to bardzo kosztowna (towar deficytowy) i niebezpieczna operacja, wymagająca od ekip więźniów wyciągających ciała użycia masek przeciwgazowych z filtrami i ubrania specjalnych uniformów ochronnych oraz rękawic (gaz działa przez skórę).

I jeszcze o usuwaniu zwłok, czyli krematoriach.

Zbudowane w Oświęcimiu krematoria miały służyć do spalania zwłok zamordowanych (zagazowanych) Żydów. Aby to wykonać musiałyby jednak, przy podawanej oficjalnie liczbie zabitych przez Cyklon B, mieć przepustowość kilkanaście razy wyższą od najnowocześniejszych, sterowanych komputerowo krematoriów współczesnych! Takich obozy nie posiadały.

Podsumowując ten wątek możemy więc stwierdzić bez popełniania większego błędu, że Cyklon B stosowano w obozach do dezynfekcji, nie zaś mordowania ludzi (tak więc słynna “selekcja do gazu” była zwykłym podziałem nowoprzybyłych według wieku, płci, stanu zdrowotnego); łaźnia służyła w obozie do kąpieli, nie była miejscem gdzie mordowano ludzi; opowiadania ocalałych więźniów jakoby widzieli gazowanie ludzi są bezwartościowe. Jest to dramatyzowanie i tak już dramatycznej sytuacji (podobnie rzecz się ma z zeznaniami oskarżonych po wojnie SS-manow – kajających się, ulegających presji i przesłuchujących, chcących odgrywać w obliczu szubienicy rolę “piekielnych facetów” – przypadek Rudolfa Hoessa).

Wniosek ostateczny nasuwa się sam: w obozach ludzie głównie umierali na skutek chorób wynikających z niedożywienia, złych warunków higienicznych, morderczej pracy, a ciała palono w krematoriach by zapobiec epidemii.

3. Ilu Żydów zginęło podczas II wojny światowej na terenach okupowanych przez III Rzeszę?

Dane dotyczące Żydów, którzy ponieśli śmierć na skutek polityki władz III Rzeszy w okupowanej Europie muszą dotyczyć następujących przypadków: choroby i epidemie wywołane “sztucznie” przez władze okupacyjne (zamykanie i zagęszczanie gett, głodowe racje żywnościowe dla przygniatającej większości ludzi), praca ponad siły (obozy koncentracyjne), brutalność deportacji do gett i obozów, uśmiercanie podczas walk Żydów – uczestników ruchu oporu oraz osób zupełnie nieaktywnych, mających jednak nieszczęście przebywać na terenach będących areną działania Einsatzgruppen. Dodajmy do tego ofiary zbrodniczych eksperymentów medycznych oraz Żydów zabitych przez kolaborancie szumowiny społeczne (aryjskie i żydowskie). Powyższe, tragiczne wyliczenie nie będzie więc obejmować ofiar sowieckiej polityki wobec polskich, litewskich, łotewskich, estońskich i rumuńskich (besarabskich) Żydów w latach 1939-1941 (a znacząca to liczba, nie wiedzieć czemu przypisywana Holocaustowi dokonanemu pracz Niemców), ludzi zmarłych z przyczyn naturalnych bez związku z okupacyjną rzeczywistością, czy wreszcie ofiar wypadków drogowych, utonięć, zatruć medykamentami itd. (do tej pory wszystkie te przypadki były włączane do hekatomby Holocaustu). Zsumowując poszczególne kategorie, uwzględniając żydowskie ofiary pacyfikacji, obozów koncentracyjnych, tragicznego, okupacyjnego bytu, wydaje się, że liczba 2,5 miliona Żydów – ofiar Holocaustu – nie będzie daleka od prawdy.

 http://kapitalizm.org/?action=show_article&art_id=5706

piątek, 9 kwietnia 2010

Żydowski dziennikarz: Polacy obsługiwali obóz w Auschwitz i byli gorsi od Niemców

Żydowski dziennikarz Zee Tzahor na stronach popularnego i uchodzącego za opiniotwórczy portalu internetowego Ynetnews opublikował artykuł, w którym oskarża Polaków o obsługiwanie obozu KL Auschwitz i mówi, że “byli oni gorsi od Niemców.” Tzahor, kłamliwie i obelżywie zarzuca również, że naród polski “entuzjastycznie” przyczyniał się do Holokaustu, a po wojnie Polacy prześladowali i mordowali Żydów.

W artykule autor zajął się dwoma tekstami: wygłoszonym niedawno przez premiera Benjamina Netanjahu przemówieniem na uroczystościach 65-rocznicy wyzwolenia obozu KL Auschwitz oraz słynnym raportem Goldstone’a, w którym t0 autorzy rzeczowo wyliczają zbrodnie Izraela, szczególnie ostatnie zbrodnie wojenne w Strefie Gazy.

Tzahor zarzuca premierowi Netanyahu, że “przemawiając w obozie śmierci w Polsce, największym obozie zagłady w historii, który wybudowany został na terenie Polski (nie przypadkowo tam) i był obsługiwany przez Polaków”, pominął “entuzjastyczną rolę jaką pełnili oni w czasie Holokastu.”

“Pod względem ich poświecenia w prześladowaniu Żydów, wydawaniu ich nazistom, ich aktywnej roli w przemyśle eksterminacyjnym, Polacy byli drudzy jedynie po Niemcach, a czasami nawet bardziej oddani w działalności eksterminacyjnej.” – pisze Tzahor. [1]

“Morderstwa [Żydów] na polskich ziemiach trwały również nawet wtedy, gdy Niemcy zostali pobici. Szacuje się, że około 1500 Żydów zostało zamordowanych w niezależnych od siebie pogromach, zaaprobowanych przez nowy reżim. Wiele z nich miało miejsce na ulicach miast, podczas których podekscytowany tłum Polaków wiwatował. Sprawiedliwych wśród narodów świata [2] było pośród nich niewielu i stanowili zupełny margines społeczeństwa.” – twierdzi Tzahor.

Dalej w tekście, autor przechodzi do krytyki raportu Goldstone’a, wybielając jakże miłujący pokój Izrael.

Wypowiedź żydowskiego dziennikarza opublikowana na łamach poczytnego dziennika internetowego, wpisuje się w trwającą od lat kampanię, której cele wyraził Israel Singer jako przewodniczący Światowego Kongresu Żydów, w przemówieniu wygłoszonym w dniu 19 kwietnia 1996 roku:

“Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy ich nękać tak długo, dopóki Polska się znów nie pokryje lodem. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana na forum międzynarodowym.”

Tekst ten jest właśnie zapowiedzianym, kolejnym publicznym poniżaniem i atakowaniem Polski na forum międzynarodowym i wydaje się być medialnym przypomnieniem i upomnieniem dla tych sprawujących w Polsce zewnętrzne funkcje reprezentantów Państwa, aby przyspieszyli procedurę wypłacania tzw. odszkodowań dla Żydów. Te tzw. rekompensaty mają być wypłacone organizacjom żydowskim, które pod względem prawnym nie są w najmniejszym nawet stopniu legalnymi spadkobiercami mienia żydowskiego. Ponadto, pomijając aspekty prawne, międzynarodowe siły Przemysłu Holokastu nie dopuszczają nawet do rzetelnego ustalenia liczby ofiar żydowskich, forsując mityczną liczbę “6 milionów”, która nie ma żadnego oparcia w faktach i dokumentach, prześladując i zamykając do więzień naukowców, historyków i badaczy pragnących w niezależny sposób ustalić te fakty.



[1] Angielska wersja, żeby nie było wątpliwości: “Speaking at the Auschwitz death camp in Poland, the greatest extermination facility in history, which was built in Polish territory (and not coincidently) and was operated by Poles, Netanyahu managed to skip the enthusiastic role played by the Poles in the Holocaust. In terms of their dedication to persecuting Jews, turning them over to the Nazis, and their active role in the extermination industry, the Poles were second only to the Germans, and sometimes even more devoted than them to the extermination work.”

[2] . Dosł. ang. “The Righteous Gentiles” – termin, który w powszechnej, politycznie poprawnej wersji tłumaczy się jako “Sprawiedliwy wśród narodów świata”, choć powinien on brzmieć: “Sprawiedliwy pośród gojów”, gdyż Żydzi uważając się za naród “wybrany” i lepszy, stosują rasistowskie kryteria.

Kolejny ksiądz Bractwa św. Piusa X wątpi w ludobójcze wykorzystanie tzw. komór gazowych

Przywódca wspólnoty lefebrystów w północno-wschodnich Włoszech ksiądz Florian Abrahamowicz powiedział w wywiadzie dla lokalnego dziennika “Tribuna di Treviso”, że “wie”, iż “komory gazowe istniały przynajmniej w celu dezynfekcji”.

- Ale nie wiem – dodał – czy spowodowały one ofiary śmiertelne, bo nie zgłębiałem tej kwestii. Odnosząc się do burzy po wypowiedzi biskupa negacjonisty Richarda Williamsona Abrahamowicz powiedział: – Cała ta polemika na temat wynurzeń biskupa Williamsona w sprawie istnienia komór gazowych to niezwykle silna antywatykańska instrumentalizacja.

- Williamson po prostu wyraził swą wątpliwość i zanegował nie tyle holokaust, jak fałszywie twierdzą gazety, ale techniczny aspekt komór gazowych – oświadczył ksiądz Abrahamowicz. Jego zdaniem stawianie zarzutu negacjonizmu jest “fałszywym problemem, ponieważ zatrzymuje się na metodach i cyfrach, a nie odpowiada na istotę problemu”. – Gdyby biskup zanegował w telewizji ludobójstwo 1,2 miliona Ormian dokonane przez Turków, nie sądzę, aby wszystkie gazety mówiły o jego wypowiedziach w taki sposób, w jak robią to teraz – powiedział ksiądz Abrahamowicz.

W proteście przeciwko zniesieniu ekskomuniki z biskupa Williamsona, Wielki Rabinat Izraela odwołał udział w spotkaniu z przedstawicielami Watykanu.

- Pięciu przedstawicieli Wielkiego Rabinatu, którzy mieli spotkać się w marcu w Rzymie z pięcioma przedstawicielami Watykanu w obecnym stanie rzeczy nie będzie mogło wziąć udziału w tych rozmowach – powiedział dyrektor generalny Wielkiego Rabinatu Oded Wiener.

- Dialog, który rozpoczęliśmy w 2000 roku po wizycie poprzedniego papieża Jana Pawła II, nie może być kontynuowany jak gdyby nigdy nic po takiej decyzji, ogłoszonej praktycznie w dniu, gdy wspólnota międzynarodowa obchodzi dzień Szoah – zaznaczył.

- Wysłałem list kardynałowi Walterowi Casperowi, przewodniczącemu komisji Watykanu ds. kontaktów z Żydami, aby wyłożyć mu nasze stanowisko, podkreślając, że trzeba było co najmniej zażądać od tego biskupa negacjonisty publicznych przeprosin przed przywróceniem go na łono Kościoła – oznajmił Wiener. Nie wyjaśnił jednak, jakim prawem wtrąca się w wewnętrzną politykę Kościoła Rzymskokatolickiego.

Wstrzymanie “dialogu” Katolików z żydami, na zasadzie jednostronnych ustępstw, jest jednym z największych osiągnięć pontyfikatu Benedykta XVI.

Kanadyjska groteska holocaustowa

Koszmarny mit na temat produkcji mydła ze zwłok jeńców nazistowskich obozów, z którego starają się nie korzystać już nawet holocaustowi „edukatorzy”, powraca w groteskowej sytuacji z Kanady. Żydowski właściciel sklepu w Montrealu wywołał spore poruszenie wśród tamtejszych mediów oferując na sprzedaż kostkę mydła, która jak twierdzi, zrobiona została ze zwłok żydowskich jeńców obozów koncentracyjnych.

Abraham Botines, od 1967 roku prowadzący sklep z ciekawostkami na St. Laurend Boulevard w Montrealu twierdzi, że mydło odkupił od byłego żołnierza kanadyjskiego, który miał znaleźć je w jednym z obozów. Po opublikowaniu artykułu na ten temat w lokalnej prasie, Botines zdjął mydło z wystawy i oświadczył że pokaże je tylko „poważnym kolekcjonerom”, którzy będą w stanie zapłacić za nie 300 dolarów. „To moje mydło i mogę zrobić z nim co chcę” – oświadczył agencji Canadian Press. Botines, który jest kolekcjonerem pamiątek z epoki nazistowskiej, twierdzi, że próbował odsprzedać mydło do Muzeum Holocaustu, które odrzuciło jego ofertę.

O istnieniu beżowej kostki mydła ze znakiem swastyki poinformowała Canadian Broadcasting Corp., która podejrzewa że pochodzi ono z Polski i zostało wyprodukowane około 1940 roku. Jak donosi Montreal Gazette policja skonfiskowała mydło by poddać je analizie chemicznej. Sprawa ta ożywiła w Kanadzie dyskusje, czy Niemcy w rzeczywistości byli zdolni produkować mydło z ludzi i czy faktycznie to robili. O zbadania kostki apelował kanadyjski oddział B’nai B’rith. „Nigdy nie znaleźliśmy żadnych dowodów na to aby Niemcy produkowali mydło z ciał zamordowanych Żydów. To coś w rodzaju miejskiej legendy” – powiedział stacji CTV Frank Chalk, profesor historii na montrealskim Concordia Univeristy. Dowodów na produkcje mydła z ciał nie zaprezentował jak dotąd żaden historyk, rzadko historia ta, jako mało wiarygodna, używana jest w celu wykazania ogromu nazistowskich zbrodni. Mimo wszystko polscy uczniowie wciąż zmuszani są do czytania Medalionów Z. Nałkowskiej i przyjmowania jako prawdy tej koszmarnej fantastyki.

środa, 24 marca 2010

“Koszerne skutery” i inne samooszustwa talmudyczne

Naprzeciw potrzebom ortodoksyjnych Żydów przestrzegających wymagania szabasu, wyszła z inicjatywą firma oferująca zmotoryzowane wózki dla inwalidów.

Tzw. koszerne skuterki (ang. Shabbat scooter lub od nazwy producenta Amigo Shabbat), czyli napędzane silnikami elektrycznymi wózki inwalidzkie ze specjalnym “szabasowym modułem elektronicznym”, wytwarzane są przez fabrykę Amigo Mobility International, Inc. z siedzibą w Bridgeport w stanie Michigan. Wózki otrzymały certyfikat koszerności z izraelskiego instytutu Zomet Institute, specjalizującego się w “przystosowywaniu specjalistycznego wyposażenia urządzeń informatycznych i elektronicznych do wymagań Halachy“, czyli prawa żydowskiego określającego również zachowanie się Żydów podczas szabasu.

Skuterki szabasowe wyposażone są w “moduł szabasowy”, czyli urządzenie elektroniczne, którego budowa i działanie opisywane jest w następujących tajemnicznych słowach: “modul jest zaprojektowany tak aby w piątki i soboty pracował w specjalnym trybie, a w pozostałe dni tygodnia – w trybie standardowym”. Nie wiadomo jak i czym różnią się te tryby, jednak na podstawie budowy innych koszernych urządzeń certyfikowanych przez instytut Zomet można wnioskować, że chodzi o kolejne samooszustwo: aby przestrzegać wymagań szabasowych zabraniających “włączania” i “wyłączania” urządzeń, podczas dni szabasowych wszystkie styki przekaźników są ustawione w pozycji “załączone”, a do sterowania skuterkiem służą jakieś ukryte mikrostyki lub fotostyki, które w ostateczności uzyskały błogosławieństwo rabinów i w ten sposób całość została zaliczona do wymagań Halachy.

Należy pozazdrościć włożonej pracy intelektualnej i inwencji inżynierów żydowskich, którzy głowią się jak obejść prawa natury, oraz należy wyrazić wielki podziw wobec rabinów aprobujących – było nie było – zwykłe samooszustwo. Ot, weźmy kolejny wynalazek szabasowy: certyfikowany telefon. Jak wiadomo, używanie telefonów podczas szabasu jest surowo wzbronione, ale przecież wszystko można obejść stosując odpowiednie sztuczki. Specjalny “szabasowy telefon” przystosowany jest do wykonania połączenia z jednym zaprogramowanym numerem, np. pogotowia ratunkowego, i nie ma on przycisków, których oczywiście nie wolno podczas szabasu naciskać. Wszystkie wewnętrzne połączenia w takim telefonie są już ustawione w pozycji “załączone”, a jedyne co uniemożliwia wykonanie połączenia to ukryty mikrowyłącznik fotooptyczny. W przypadku konieczności użycia telefonu, wystarczy włożyć patyczek w odpowiedni otworek w telefonie, co spowoduje przerwanie strumienia światła podczerwonego, co z kolei zwiera cały układ elektryczny i wykonuje połączenie telefoniczne. Proste – niby wszystko włączone, a nie działa, i tylko niegroźne włożenie jakiegoś patyczka “magicznie” i koszernie pobudza telefon do działania.

Albo koszerna maszynka do kawy. Dla chcących się napić w szabasowy poranek świeżej, gorącej kawy, firma G.Li.S oferuje coffee maker, oczywiście zaaprobowany przez instytut koszerności “Instytut Halachy i Technologii” (Tzomet Institute for Halacha and Technology), którego “sercem” jest znowu specjalny “koszerny moduł”, czyli urządzenie włączające maszynkę okresowo, co jakiś, na z góry zaprogramowany czas. Po załączeniu modułu, woda zaczyna się gotować, po czym… wylewana jest do zlewu czy do systemu kanalizacyjnego. Jeśli jednak “na drodze” wylewanej wody bogobojny Żyd podstawi kubek, będzie miał nalaną świeżą kawę. Oczywiście tak działająca maszynka do kawy jest bardzo droga (kosztuje do 13 tysięcy dolarów), no i zużywa ogromne ilości wody (do 2 tysięcy kubków na godzinę, czyli ponad 11 tysięcy litrów wody na dobę!), ale takie względy, w tym i ochrona środowiska przestają mieć znaczenie gdy chodzi o przestrzeganie litery specjalnego prawa.

Podczas szabasu zabronione jest również pisanie – oczywiście aby być precyzyjnym, chodzi o pisanie, którego skutki są stałe, czyli np. pisanie długopisem czy ołówkiem pozostawiające trwały ślad. Przestrzegający Halachy Żyd może jednak według prawa… pisać na piasku, a więc stosując tę zasadę, instytut Zomet opracował specjalny długopis szabasowy, który tym różni się od normalnego, że użyty jest w nim… znikający tusz. Tak jak kiedyś dzieci bawiły się zapisując swoje sekrety przy użyciu tzw. atramentu sympatycznego, tak dzisiaj poważni rabini mogą pisać w czasie szabasu używając szabasowych długopisów, którego atrament znika w ciągu 72 godzin. Jest to wystarczająco długo, aby po zakończeniu szabasu bogobojny rabin mógł sporządzić sobie kserokopie swych dzieł spisanych w “święte od pracy dni”.

Podobnie działają szabasowe kuchenki i szabasowe lodówki – urządzenia te wyposażone są, albo w moduły szabasowe, albo od początku są zaprojektowane z myślą o przestrzeganiu wymagań Halachy. Np. przy każdorazowym otwarciu lodówki, ciepłe powietrze wdziera się do schłodzonego wnętrza, a zimne zeń wylatuje, co powoduje, że po jakimś czasie będzie musiał włączyć się termostat uruchamiający agregat. Aby temu przeciwdziałać – załączaniu się styków podczas szabasu – certyfikowana lodówka ma cały czas styki załączone, a agregat utrzymuje stałą temperatuję. Także i w tym przypadku mamy do czynienia ze zwiększonym zużyciem elektryczności, ale święty cel musi przecież uświęcać tak doskonałe środki.

Talmudyczne wymagania dotyczące przestrzegania rabinicznych przepisów szabasowych, wprowadzane są wszędzie, również w armii izraelskiej. Inżynierowie opracowali już i wdrożyli do powszechnego zastosowania “szabasowe klawiatury komputerowe” (Sabbath keyboards) oraz “szabasowe myszki”, opierające swe działanie na talmudycznej zasadzie “grama” polegającej na tym, że “wierzący Żyd inicjuje w czasie trwania szabasu jakieś działanie, które jednak nie powoduje bezpośredniej reakcji.” Jednym ze sposobów obejścia prawa jest dokonanie tymczasowej zmiany wewnętrznego zegara urządzenia, tak aby wskazywał on inny dzień, a więc “nie pracowałby podczas szabasu”.

W armii izraelskiej trwają też intensywne prace mające ustalić możliwość zastąpienia diodami LED wszystkich zwykłych żarówek we wszystkich przyrządach i systemach stosowanych w armii. Według Halachy, nie tylko włączenie wyłącznika podczas szabasu stanowi naruszenie norm szabasowych, lecz również włączenie jakiejkolwiek żarówk. Jak wiadomo, włókno tradycyjnej żarówki rozgrzewa się, co przez talmudycznych rabinów interpretowane jest jako “rozniecanie żywego ognia”, czyli aktu zabronionego przez prawo żydowskie w czasie szabasu.

Dopóki wynalazki talmudycznych inżynierów dokonywane są i wdrażane we własnych zamkniętych kręgach, trudno jest mieć pretensje, wszak każdy ma prawo do dzielenia zapałki na czworo czy budowania swojego perpetuum mobile. W przypadku jednak szabasowych skuterków inwalidzkich, czytamy że ich zakup przez 7000 tysięcy ortodoksyjnych Żydów, mieszkających tylko w rejonie Detroit, “w części pokrywany jest przez ubezpieczalnię”. Tak samo i produkowane przez firmy Whrilpool i Viking lodówki, zamrażarki, kuchenki, a nawet lodówki do wina, fabrycznie wyposażone są już w “szabasowe nastawienie”. Także i gigant sprzętu domowego, firma General Electric chlubi się faktem wyposażenia w ponad 150 swoich wyrobach takowego szabasowego modułu. A to wszystko kosztuje, innymi słowy: wszyscy płacący składki ubezpieczeniowe składają się na koszty talmudycznych wynalazków i każda osoba zakupująca lodówkę czy kuchenkę, płaci nie tylko za takie “usprawnienia”, ale i za stały rabiniczny nadzór nad produkcją i wystawianie certyfikatów koszerności naszych lodówek – a to już nie jest koszer! To już jest ukryty podatek koszerny.


Za  The Detroit News

Niemcy: Władze miasta Kassel wydały zakaz wywieszania izraelskiej flagi

Władze miasta Kassel w północnej Hesji wydały oficjalny zakaz wywieszania izraelskiej flagi – informuje niemiecki portal Nordhessische.

Zakaz wydany został w związku z planowaną na sobotę, 21 marca br. pikietą prosyjonistycznej organizacji o nazwie “Zjednoczeni Przeciwko Antysemityzmowi” (Bündnis gegen Antisemitismus – BgA). Władze miasta tłumaczą, że “izraelska flaga może naruszyć spokój przechodniów”, którzy mogą “poczuć się zagrożeni” przekazem wypływającym z izraelskiej flagi.

W przeszłości, podczas trwania agresji wojsk izraelskich w Strefie Gazy, władze miasta Kassel wydały podobny zakaz wywieszania flagi izraelskiej. W czasie prowadzenia tej brutalnej inwazji przez Izrael, odbyły się w wielu miastach niemieckich antyizraelskie demonstracje. Władze Duisburga, Dusseldorfu, Bochum, Mainz, Berlina i Kassel wydały w tym czasie zakaz eksponowania flagi izraelskiej.

Izrael był kilkadziesiąt razy wzywany przez ONZ do przestrzegania praw człowieka w następujących rezolucjach: 106, 111, 127, 162, 171, 228, 237, 248, 250, 251, 252, 256, 259, 262, 265, 267, 270, 271, 279, 280, 285, 298, 313, 316, 317, 332, 347, 425, 427, 444, 446, 450, 452, 465, 467, 468, 469, 471, 476, 478, 484, 487, 497, 498, 501, 509,515, 517, 518, 520, 573, 587, 592, 605, 607, 608, 636, 641, 672, 673, 681, 694, 726, 799. Also UNGA resolutions 50/21, 50/22, 49/35, 49/36, 49/62, 49/78, 49/87, 49/88, 49/149, 49/213, 48/40, 48/41, 48/58, 48/59. 48/71, 48/78, 48/94, 48/124, 48/158, 48/212. Długa lista rezolucji ONZ podjętych przeciwko Izraelowi, znajduje się tutaj.

Przyczyną bezkarności prowadzonej polityki przez Izrael jest przejęcie kontroli polityczno-gospodarczej nad Stanami Zjednoczonymi przez pro-izraelskie lobby. Bez politycznego, militarnego i finansowego poparcia Stanów Zjednoczonych, Izrael nie mógłby prowadzić dotyczasowej polityki eksterminacji ludności arabskiej, dążyć w kierunku budowy mesjanistycznego “Wielkiego Izraela” - Eretz Israel i przyczyniać się do destabilizacji Bliskiego Wschodu.

Na podstawie Nordhessische.de

piątek, 12 marca 2010

Nigdy nie byłem rasistą, ani antysemitą

Nigdy nie byłem ani rasistą, ani antysemitą. Swoją edukację rozpocząłem od nauki wierszyka “Murzynek Bambo”, napisanego przez polskiego Żyda Juliana Tuwima. Moja rodzina na wsi w czasie wojny przechowała w swoim gospodarstwie żydowskiego chłopca, który uciekł z ghetta warszawskiego. Po wojnie mały Mosze wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zrobił karierę w przemyśle rozrywkowym. Jego córka została amerykańską artystką filmową. Przypominam sobie mój pierwszy list, jaki wysłałem do domu, po rozpoczęciu studiów w dużym akademickim mięście. Donosiłem w nim z entuzjazmem, ze na moim wydziale jest dużo “cudzoziemców”. Nie miało to dla mnie większego znaczenia, ze byli to przeważnie kolorowi studenci z Wietnamu, Afryki, czy Ameryki Łacińskiej. Podnosiło to w oczach rodziców rangę wydziału tej wyższej uczelni. Kiedy w marcu 1968 roku rozpoczęły sie studenckie rozruchy, wyszedłem na ulice razem z najlepszymi kolegami z akademika, którzy przede mną nie ukrywali swojego żydowskiego pochodzenia. Razem uciekaliśmy przed palkami milicjantów i razem nienawidziliśmy “marcowego” docenta, który na wykładzie kpił sobie, ze, „Jeżeli nie wiecie o co chodzi w polityce, to zapytajcie, – Co z tego maja Żydzi?”.

Kiedy wiec przyjechałem do Nowego Jorku, byłem zachwycony. Pomyślałem sobie: Oni budują tutaj przyszłościowe, wieloetniczne, wielokulturowe i wielorasowe społeczeństwo przyszłości. Ucieszyłem sie, kiedy w mojej pierwszej pracy w firmie, należącej do starego Żyda Friedmana, którego dziadowie przyjechali tutaj z Rosji, postawiono mnie przy taśmie obok olbrzymiego, brzuchatego Murzyna Tommiego, weterana wojny wietnamskiej. Przedstawił sie, ze jest amerykańskim ateista. Ja, niewiele myśląc, odpowiedziałem mu, ze jestem polskim katolikiem. Zwierzył mi sie, ze regularnie czyta gazety nowojorskie jak: New York Times, New York Post, Daily News oraz ogląda codziennie dzienniki telewizyjne i interesuje sie polityka. No wiec, w czasie przerwy na lunch, która wywalczyła sobie tutejsza klasa robotnicza, przynajmniej nie będę sie nudził, a poza tym, poznam “produkt” oddziaływania tutejszych niezależnych mass mediów, będących przedmiotem zazdrości i podziwu dla reszty demokratycznego świata. Jakież było moje zdziwienie, kiedy Tommy zaprezentował mi niektóre ze swoich poglądów. W tym czasie toczyła sie akurat wojna na Bałkanach, wywołana rozpadem Jugosławii. Przyczyna wszystkich wojen leżała, zdaniem mojego afro-amerykanskiego kolegi, w religii. Kiedy zapytałem go czy to z powodów religijnych armia amerykańska interweniowała w Wietnamie, obruszył się. Podął mi przykład Niemiec nazistowskich. Jego zdaniem, Hitler był katolikiem. Spytałem go czy wie o tym jak wielu katolickich księży znalazło sie w obozach koncentracyjnych i czy Hitler wysłałby ich tam, gdyby sam był katolikiem. Powiedziałem mu, ze obydwaj dyktatorzy Hitler i Stalin, odpowiedzialni za masowe zbrodnie byli ateistami. Słyszał cos o Gułagu, ale był przekonany, ze Stalin również zamykał w nich głownie Żydów, podobnie jak Hitler w “polskich” obozach koncentracyjnych. Zauważyłem z niepokojem, ze moje argumenty wytrącają go z równowagi, gdyż naruszają jego, starannie przez lata ukształtowany, światopogląd i ze zaczyna czuć do mnie trudno ukrywana niechęć. Któregoś dnia, kiedy zbliżał sie do nas pejsaty, ortodoksyjny Żyd-nadzorca, mój afro-amerykański sąsiad ryknął na cale gardło: “A dlaczego wy Polacy współpracowaliście z nazistami i pomagaliście im zabijać Żydów?” Nie zastanawiając sie, odkrzyknąłem: “A dlaczego wy Amerykanie pojechaliście do Wietnamu, żeby zabijać wietnamskie kobiety i dzieci?” Wkrótce po tym incydencie, pojawił się w hali fabrycznej sam boss, który wylewnie przywitał sie z moim kolorowym sąsiadem, uścisnął go “na niedźwiadka” i poklepał kordialnie po barczystych plecach w stylu znanym kiedyś u nas ze spotkań towarzyszy partyjnych z I sekretarzem KC KPZR Breżniewem, a wyśmiewanym przez niepoprawnych kabaretowców z Pietrzakiem na czele. Ja natomiast wkrótce postanowiłem poszukać sobie innej pracy, gdyż atmosfera wokół mnie zaczęła się zagęszczać jako “politykującego” i w dodatku “niepoprawnie”. Moj syn rozpoczął naukę w nowojorskiej, publicznej szkole średniej. Kiedyś wrócił do domu zmartwiony i zwierzył mi sie, ze koledzy, przeważnie synowie ubogich imigrantów z Ameryki Łacińskiej, Azji i Afryki oraz miejscowi Murzyni, kiedy dowiedzieli się, ze jest Polakiem, natychmiast nadali mu przezwisko “Pole – Jews Killer”. Szokujące było to, ze ci młodzi ludzie nie bardzo nawet wiedzieli gdzie leży Polska, sadzili. ze jest to jakiś nordycki, antysemicki i rasistowski kraj, który kojarzył im się z biegunem (pole). Poza tym, w tym przezwisku był raczej podziw i respekt, ze znalazł sie jakiś europejski naród, który próbował “podskoczyć” Żydom, którzy tutaj w USA osiągnęli tak olbrzymie wpływy, ·nieporównywalne z żądną inna grupa etniczna. Jego nauczycielka, rosyjska żydówka, imigrantka z byłego ZSRR, ciągle mówiła im o antysemityzmie, stawiając ten zarzut nawet Szekspirowi za “Kupca weneckiego” i Dickensowi za postać Żyda Fagina z “Olivera Twista”. Jako lekturę dodatkowa zaleciła im czytanie “Malowanego ptaka” Kosińskiego. Wiec te chore fantazje polsko-żydo-amerykańskiego intelektualisty-perwerta już dla kolejnego pokolenia Amerykanów odgrywają tutaj role “dowodu” na polski antysemityzm. Wkrótce zapewne obowiązującą lekturą w szkołach amerykańskich będą również “Sąsiedzi” Grossa.

Po tych paru zdarzeniach zacząłem sie uważniej przyglądać przejawom tego, co niektórzy polscy, prawicowi publicyści nazywają antypolonizmem lub antypolska propaganda w amerykańskich mass mediach. Akurat na kanale “9” telewizji nowojorskiej prezentowano we wiadomościach głośne przeprosiny papieża Jana Pawła II za prześladowania Żydów przez chrześcijan. Czarna prezenterka Ms. Blackmon skomentowała to następująco: “Trudno sie dziwić, ze przeprasza człowiek, który pochodzi z kraju, gdzie to wszystko (tzn. Holocaust) miało miejsce.” Wieczorem na kanale “11” oglądałem film, znanego i u nas z głupawych seriali dla młodzieży, amerykańskiego producenta Aarona Spellinga. Jego córka Torry Spelling grała tutaj bogata, inteligentną i piękną Żydówkę, której zazdrości cala klasa, ale wręcz paranoiczna zawiść żywi do niej koleżanka, córka Polki sprzątaczki, pracującej u bogatej żydowskiej rodziny. W pewnym momencie polska uczennica nie wytrzymuje i zabija piękna Torry nożem. Na podłodze leży zakrwawiony trup ze sterczącym z brzucha ofiary narzędziem kuchennym. Inna scena z tego filmu pokazuje “wyrobionemu” amerykańskiemu widzowi z jakim ciemnogrodem i bigoteria mamy do czynienia. Otóż, matka morderczyni przynosi potajemnie do koszernego domu swoich pracodawców figurkę Matki Boskiej a kiedy nikt nie widzi, stawia ja na stole i na klęczkach żarliwie sie modli. Ta symboliczna scena miała chyba uzmysłowić widzowi gdzie leży źródło polskiego antysemityzmu. Coraz większą rolę w tworzeniu współczesnej amerykańskiej kultury zaczynają odgrywać Żydzi – radzieccy imigranci. Z ich inicjatywy powstał, znany chyba i w Polsce, film “Z piekła do piekła”, ubiegający sie o Zloty Glob i Oskara. Pozytywnym bohaterem był tutaj polski Żyd komendant UB, natomiast karykaturalnymi postaciami byli Polacy. W jednej ze scen rozjuszona Polka ściga z siekierą Żydówkę. Dzieł takich będzie chyba więcej. Niedawno wśród Polonii poruszenie wzbudził fakt, ze nawet napisanie scenariusza do filmu o Katyniu powierzono radzieckiemu Żydowi, byłemu pracownikowi KGB, który uciekł kiedyś do USA. Jak widać, polskie sprawy tu za Oceanem znajdują sie w “dobrych” rekach. Kiedyś z okazji wizyty Prezydenta Rzeczpospolitej Aleksandra Kwaśniewskiego (pamiętamy jak przepraszał Żydów w imieniu Polaków za Jedwabne) u Prezydenta Stanów Zjednoczonych G.W.Busha, popularna gazeta należąca do koncernu R. Murdocha New York Post “przywitała” miłego gościa artykułem, w którym Polskę przyrównuje sie do Bośni i do Rwandy, gdzie miały miejsce krwawe czystki etniczne. Z kolei, redaktor Zev Chafets z Daily News wymienia trzy narody, które wymordowały najwięcej Żydów, a są to Niemcy, Polacy i Arabowie. Intryguje mnie pytanie czy kształtowany tutaj w USA “image” Polaka lub Polki stojących nad zabitym Żydem z zakrwawiona siekiera czy nożem kuchennym w dłoni nie jest zbyt prymitywny dla amerykańskiego odbiorcy ichniej kultury masowej. Kim jest przeciętny amerykański widz mogłem sie przekonać oglądając widowisko z serii “Funniest home video”. Prezenter, przystojniaczek o śródziemnomorskiej urodzie, pokazuje taka oto scenę, utrwaloną przez rodziców kilkuletniego chłopca na taśmie video. Dzieje sie to w czasie pierwszej komunii dziecka. W pewnym momencie, przejętemu uroczystością chłopcu robi sie niedobrze i wymiotuje hostia. Prezentacja tego “filmu” odbywa sie przy rechocie publiczności wypełniającej do ostatniego miejsca olbrzymia sale studio telewizyjnego. Na honorowych miejscach siedzi chłopiec wraz z rodzicami. Oglądam te programy od dłuższego czasu, ale nigdy nie widziałem, żeby rodzice żydowskiego chłopca przysłali do TV np. “śmieszne” sceny z ceremonii obrzezania, robiąc “kino” z ważnej w ich religii uroczystości dla kilkuset dolarów nagrody, jak to zrobili ich chrześcijańscy sąsiedzi. Inny przykład sprzed kilku lat.. W czasie mszy z okazji Święta Wniebowzięcia NMP w największej katedrze rzymsko-katolickiej w Nowym Jorku pod wezwaniem Św. Patryka amerykanska para obnazyla sie i na oczach wiernych dokonala seksualnego aktu. Jak sie później okazało, to perwersyjne zachowanie było zaaranżowane i transmitowane na żywo przez jedna z miejscowych radiostacji a jej bohaterowie dostali za to wysoka nagrodę. Czy można sie dziwić temu, ze w parę dni później środki masowego przekazu doniosły o desakralizacji rzeźby Matki Boskiej przed jednym z kościołów Brooklynu, która została w nocy wysmarowana ludzkimi odchodami przez nieznanych sprawców. Jak widać Amerykanie ciągle się doskonale bawią, ale zaczyna to juz trochę przypominać bal na “Titanicu”. Na koniec nutka optymizmu. Gwoli sprawiedliwości należy powiedzieć, że nie wszyscy Amerykanie-chrzescijanie pozbawieni są głębszej refleksji. Szczególnie po ataku terrorystycznym na WTC niektórzy sie przebudzili. Kiedyś zauważyłem na ulicy samochód, na którym poza pasiasto-gwiaździstymi chorągiewkami właściciel umieścił takie oto hasło: “Rosjanie przywracają Boga do szkół – my go z nich wykopaliśmy.” Ówczesna propozycja prezydenta Busha, aby dąć rodzicom vouchery, które pozwoliłyby uboższym rodzinom na przeniesieni dzieci ze szkol publicznych do prywatnych i parafialnych, głownie katolickich, wzbudziła bardzo pozytywny odzew a wśród “kolorowych” rodziców wręcz entuzjazm. Spotkałem sie z opinią afro-amerykańskich rodziców protestantów, którzy gotowi byli posłać swoje dzieci do parafialnej szkoły katolickiej. Niestety, propozycja powyższa sprowokowała bardzo nieprzychylne opinie i protesty nieomal wszystkich środowisk żydowskich. “Druzgocące” argumenty można było przeczytać zarówno w liberalnym New York Times, konserwatywnym New York Post, syjonistycznych Daily News jak i w libertariańskim Village Voice. Nie jest tajemnica skandaliczny poziom nauczania w nowojorskich szkołach publicznych, gdzie priorytetami jest ateizacja, uczenie poprawności politycznej i seksualne wychowanie młodzieży. Przypomniała mi sie taka oto scena ze szkoły średniej na Bronxie. Na ulicy, tuz przed budynkiem szkolnym zastrzelono latynoskiego ucznia tej szkoły. Nauczycielka z jego klasy spontanicznie rozpoczyna z młodzieżą modlitwę na terenie szkoły. W kilka dni później zostaje dyscyplinarnie wyrzucona z pracy. W dzienniku telewizyjnym patrzę na twarze latynoskich i afroamerykańskich wystraszonych rodziców, z którymi reporter stara się robić wywiad. Nie rozumieją jakie przestępstwo popełniła lubiana przez młodzież nauczycielka. Czy dlatego, ze są kolorowi, biedni i niewykształceni?

Pollack

P.S. W moim liście podąłem Państwu tylko kilka przykładów z niezliczonej ilości antypolonizmowi, z którymi można spotkać sie na codzie, śledząc amerykańskie środki masowego przekazu. Stosowane tu metody kojarzą sie z wojna psychologiczna. Oto przykład: kiedyś, kanał 11 TV podął informacje, ze władze imigracyjne odmówiły przyznania obywatelstwa amerykańskiego 80-letniemu starcowi, który w czasie wojny był strażnikiem w obozie pracy na terenie Polski. Nie podano czy był to Niemiec, Polak, Volksdeutsch lub Ukrainiec, jednakże tuż przed podaniem tej informacji pokazano plansze ze stylizowana swastyka na bialo czerwonym tle. Jedynie Arabowie przedstawiani są tutaj bardziej nienawistnie od nas Polaków. Karykatury Arabów w takich pismach jak Daily News lub New York Post przypominają satyryczne rysunki pokazujące Żydów jako podludzi w nazistowskim Sturmerze, co jeszcze można zrozumieć sytuacja na Bliskim Wschodzie, poparciem dla Izraela lub atakiem terrorystycznym na WTC, ale my jesteśmy podobno sojusznikiem i przyjacielem USA.


Za: PolPatriot

czwartek, 4 marca 2010

Ernest Zündel, “negacjonista Holokaustu”, zwolniony po odbyciu ponad 5 lat więzienia

Ernest Zündel, znany rewizjonista i działacz na rzecz wolności słowa, został 1 marca br. zwolniony z więzienia w Mannheim po odbyciu kary 5 lat pozbawienia wolności zasądzonej za “negowanie Holokaustu”.

Ernest Zündel od 1958 do 2000 roku mieszkał w Kanadzie i wielokrotnie skazywany był przez “niezależne sądy” kanadyjskie za tzw. negowanie Holokaustu. Jedynym “przestępstwem” Zuendela było rozprowadzanie literatury, w tym broszurki pt. “Czy rzeczywiście zginęło 6 milionów?” (Did Six Million Really Die?), rozpatrującej kwestię liczby ofiar żydowskich podczas II Wojny Światowej. W roku 2003 Zündel został aresztowany przez władze amerykańskie, deportowany do Kanady, a stamtąd w dwa lata później deportowany do Niemiec, gdzie 15 lutego 2007 roku skazany został na 5 lat więzienia. Sąd nie zaliczył w poczet wykonywanej kary kilkuletniego okresu przebywania w areszcie w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie.

Lobby syjonistyczne i inni wrogowie wolności słowa swe zainteresowanie zwrócili następnie na obrońcę procesowego. W styczniu 2008 roku prawniczka Sylvia Stolz broniąca Zuendela, została skazany na 3 1/2 roku więzienia przez sąd w Monachium. Sąd, skazując 44-letnią prawniczkę, która podjęła się obrony Ernsta Zuendela w procesie w roku 2007 stwierdził, że “żyje ona w wyimaginowanym świecie i pragnie przywrócenia honoru Niemiec”. Przewodniczący składu sędziowskiego nazwał Stolz “fanatyczką antysemityzmu” oraz przypomniał, że podczas procesu Ernsta Zuendela nazwała Holokaust “nawiększym kłamstwem w historii świata”. Sąd uznał, iż pani Stolz propaguje niemożliwy do zaakceptowania obraz historii i pała nienawiścią do wszystkiego co żydowskie. Po zakończeniu procesu, pani Stolz została natychmiast aresztowana i przewieziona do więzienia.

Sprawa Ernest Zündela wypłynęła do szerszych mediów podczas jednego z najgłośniejszych w historii procesów w 1988 roku w Toronto, kiedy to na świadków powołano m.in. niezależnego eksperta od komór gazowych i innych narzędzi wykonywania wyroków śmierci w amerykańskich więzieniach, inż. Freda Leuchtera. Leuchter, człowiek zupełnie apolityczny, po procesie zainteresował się zagadnieniem Holokaustu i sam przeprowadził badania wieńczące się znanym Raportem Leuchtera, znacznie udokonalonym później przez inż. Germara Rudolfa (Rudolf zwolniony został w lipcu 2009 po odbyciu kary 2 1/2 roku więzienia – zob. FAKTY poniżej). Fred Leuchter swe zainteresowania przypłacił utratą pracy i publicznym poniżeniem przez media.

Podczas procesu Zündela jednym ze świadków był znany żydowski historyk Raul Hilberg, uważany za największy autorytet Holokaustu, autor pracy “The Destruction of the European Jews”, określanej mianej “definitywnej encyklopedii Ostatecznego Rozwiązania”. W czasie pierwszego posiedzenia sądu Hilberg poddany został krzyżowemu ogniu pytań, na które nie był w stanie odpowiedzieć. (Encyklopedia Wikipedia pomija ten ważny element rozprawy sądowej.) Hilberg zrezygnował z dalszego uczestnictwa w rozprawie sądowej, najwyraźniej bojąc się dalszych przesłuchań.


Germar Rudolf (ur. 29 października 1964 roku w Limburg an der Lahn), niemiecki chemik, doktorant, znany z pracy naukowej nad zagadnieniami Holokaustu.

Rudolf studiował chemię w latach 1983-1989 na Uniwerstytecie w Bonn. Ukończył studia z największym wyróżnieniem summa cum laude i uzyskał tytuł dyplomowanego chemika (Dipl.-Chem.). W latach 1989-1990 odbył służbę wojskową w niemieckich siłach powietrznych. Podczas pisania pracy doktorskiej pracował w latach 1990-1993 jako chemik w renomowanym Instytucie Plancka w Stuttgarcie (Max-Planck-Institut für Festkörperforschung – ang. Max Planck Institute for Solid State Physics). W tym czasie zainteresował się opracowaniem znanym jako Raport Leuchtera (Leuchter Report), który ukazuje wyniki badań specjalisty od komór gazowych stosowanych w amerykańskich więzieniach, inżyniera Freda Leuchtera, nad zagadnieniem masowego uśmiercania ludzi w obozach koncentracyjnych w Auschwitz, Birkenau i Majdanek. Widząc niedokonałości stworzonego w 1988 roku Raportu Leuchtera, Rudolf zajął się zagadnieniem i opracował naukową interpretację, którą opublikował w styczniu 1992 roku pod tytułem: “Techniczny Raport dotyczący tworzenia się i możliwości detekcji związków cyjanowych w “komorach gazowych w Auschwitz””. Publikacja ta znana jest jako Raport Rudolfa. Stała się ona podwaliną do kilkusetstronicowej książki Dissecting the Holocaust (Dyssekcja, szczegółowa analiza Holokaustu).

Pomimo wystawienia przez promotora pracy doktorskiej doskonałej oceny, Uniwersytet w Stuttgarcie wycofał w 1993 roku stypendium, co spowodowało niedopuszczenie do obrony pracy doktorskiej. Pod naciskiem środowiska żydowskiego, Rudolf został również wydalony z pracy w Instytucie Plancka.

W latach 1993-1995 policja niemiecka przeprowadziła kilka rewizji mieszkania Rudolfa. W dwóch przypadkach rodzina Rudolfa została wyrzucona z zajmowanego mieszkania, za każdym razem w czasie gdy żona Rudolfa była w ciąży. Malżeństwo Rudolfa nie wytrzymało próby i rozpadło się.

W 1994 roku sąd w Stuttgarcie skazał Rudolfa na karę 14 miesięcy więzienia, 30 tysięcy marek, zakazał rozprowadzania wydawanych przez Rudolfa publikacji i rozporządził spalenie wszystkich kopii Raportu Rudolfa. Określił go również jako “antysemitę, fanatycznie oddanego sprawie zaprzeczania Holokaustu”. Chcąc uniknąć odsiadywania wyroku jako więzień polityczny, Rudolf zbiegł w 1996 roku z Niemiec do Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, a później do Stanów Zjednoczonych.

W Stanach Zjedczonych, Rudolf rozwinął działalność założonego w Anglii wydawnictwa Castle Hill Publishers, które od 2003 do 2005 roku w formie drukowanej wydawało obszerny kwartalnik “Rewizjonista” (The Revisionist) (ISSN: 1542-376X).

Przebywając w Stanach Zjednoczonych, Rudolf ożenił się ponownie. Jako mąż obywatelki Stanów Zjednoczonych, wniósł 11 września 2004 roku w Chicago podanie o azyl polityczny. 19 października 2005 roku, podczas trwania procesu o azyl, Rudolf został aresztowany przez amerykańskie służby imigracyjne i 15 listopada 2005 roku deportowany do Niemiec. Aresztowany na lotnisku przez policję niemiecką, został osadzony w jednoosobowej celi w więzieniu w Badeni-Wirtembergii.

W międzyczasie, w roku 1996 oraz w roku 2004 Rudolf został zaocznie skazany przez sądy niemieckie, a wyrok sądu w Mannheim z sierpnia 2004 roku przejął całe bankowe konto Germara Rudolfa i jego wydawnictwa Castle Hill Publishers.

14 listopada 2006 przed sądem w Mannheim rozpoczął się proces przeciwko Germarowi Rudolfowi.

Wyrokiem sądu w Mannheim, Germar Rudolf został 15 marca 2007 roku skazany na 30 miesięcy pozbawienia wolności. Większość wyroku odbył osadzony w jednoosobowej celi.

4 lipca 2009 roku został zwolniony z więzienia w Mannheim.

Hiszpańskie dzieci piszą do Izraela: “Idźcie tam, gdzie was zaakceptują”. Żydzi oskarżają rząd Zapatero o antysemityzm

Hiszpańskie dzieci ślą do ambasady Izraela listy oskarżające Żydów m.in. o zabijanie palestyńskich dzieci. Choć ministerstwo edukacji od akcji się odżegnuje, władze Izraela zarzucają mu antysemicką i antyizraelską kampanię w szkołach.

Oficjalna skarga ministerstwo spraw zagranicznych Izraela została złożona na ręce hiszpańskiego ambasadora w Tel Awiwie. Izraelskie ministerstwo poprosiło w niej Hiszpanię o jednoznaczną interwencję, bo izraelski ambasador w Hiszpanii, jak twierdzi, otrzymał ostatnio wiele listów od uczniów oskarżających Tel Awiw o zabijanie palestyńskich dzieci.

“Izrael zabija dla pieniędzy – pisali do niego mali Hiszpanii. „Zostawcie kraj dla Palestyńczyków!” a także “Idźcie tam, gdzie was zaakceptują!” – to tylko kilka z haseł, jakie znalazły się w listach od dzieci. Ministerstwo prosi rząd Zapatero o “podjęcie działań w celu ukrócenia kampanii”.

Źródła rządowe w Madrycie zaprzeczają jednak jakoby kampanię prowadziło hiszpańskie ministerstwo edukacji. Zdaniem jej przedstawicieli, została ona zorganizowana przez osoby prywatne, które najprawdopodobniej otrzymały na nią zgodę.

AJ/Polskieradio.pl

Za: Fronda.pl

niedziela, 28 lutego 2010

Mit kradzieży tablicy z obozu Auschwitz?

Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia całą Polskę obiegła straszna wiadomość – z bramy obozu Auschwitz Birkenau został skradziony napis Arbeit Macht Frei. Wszystkie stacje radiowe i telewizyjne huczały i grzmiały na temat tego odrażającego czynu….

Afera osiągnęła miano światowej gdy premier Izraela wygłosił swoje oburzenie, a nawet zażądał odzyskania tablicy za wszelką cenę. W powietrzu wyczuwalna była napięta atmosfera. Przeciętny Kowalski bił się w czoło płacząc jacy to Polacy są podli, jacy z nas antysemici i złodziejaszki. Zbrodni nadano charakter międzynarodowy, przez 3 dni wszyscy bili się w piersi wstydząc zadzwonić do rodziny zza granicy bo przecież to wstyd, znowu wyszliśmy na tych którzy nienawidzą Żydów.

Oficjalna wersja mediów:


Dnia 18 grudnia 2009 roku między godziną 3:30 a 5:00 napis Arbeit Mach Frei został „zdemontowany” z bramy oświęcimskiego muzeum. Sprawcy tej kradzieży prawdopodobnie posłużyli się drabiną, ponieważ napis wisi ponad 4 metry nad ziemią (nawet w Polsce nie ma tak wysokich ludzi). Około 5:50 zaspana straż muzealna zauważyła, że coś tu jest nie tak i zawiadomiła policje. Jak wiadomo złodzieje wynieśli napis przez dziurę w podwójnym ogrodzeniu zakończoną drutem kolczastym otaczającym muzeum. Tablica została załadowana na żółtego Seata Ibize i zawieziony na teren województwa kujawsko – pomorskiego gdzie złodzieje go pocięli i elegancko zapakowali. 21 grudnia policja przypadkowo natrafia na napis w lesie niedaleko domu jednego z rabusiów. Dwóch ze złodziei policja złapała w Gdyni gdzie jeździli sobie samochodem, natomiast pozostałym policja sprawiła niezapowiedzianą wizytę w domach. Osoby odpowiedzialne za kradzież napisu powiedzieli, że dokonali tego czynu z chęci zysku – nie należą do żadnej organizacji neofaszystowskiej, co potwierdzili policjancie z Centralnego Biura Śledczego. Jednakże policjanci natrafili na ślad, iż działali oni z polecenia Andersa Hoegstroema sławnego przywódcy partii politycznej o nazwie Front Narodowosocjalistyczny. Jednakże sam oskarżony twierdzi, że zgłosił przestępstwo do polskiej policji a nawet do Interpolu z czego czuje się dumny. Anders uważa, że złodzieje skontaktowali się z nim próbując odsprzedać mu łup. Z najnowszych doniesień wynika że Hoegstroem pozostanie w areszcie w Szwecji po czym zostanie wydany polskiej prokuraturze.

Nieścisłości



Wielu z nas zastanawia się na jaką cholerę komuś taki napis? Naziści byli dumni z tego napisu, właśnie dlatego chcieli go zrobić, jakie jest więc praw podobieństwo że ich następcy tak drastycznie zmienią poglądy i zechcą ukraść historyczną tablice? Wiele spraw pozostawia wątpliwości jakby chociaż fakt, że na tak dobrze monitorowany obiekt wtargnęło 5ciu rzezimieszków którzy zrobili dziurę w ogrodzeniu, wbiegli z drabiną na teren, rozstawili ją i zaczęli odkręcać tablice. Dodam, że na terenie obozu jest ogromna liczba kamer, przestępcy musieli ominąć co najmniej 3 kamery monitoringu przy dokonaniu tego czynu. Jak się okazuje monitoring prowadzony jest on-line co nie daje możliwości powtórnego odtworzenia nagrań. Skoro jednak muzeum zdecydowało się na taki zapis, ochrona powinna być cały czas w stanie gotowości. Rzecznik muzeum notorycznie powtarzał pytanie retoryczne „kto by mógł się tego spodziewać?”, jednakże reasumując medialną postawę: polaka skrajnego antysemity homofoba i fanatycznego katolika, ów ewentualność powinna być brana pod uwagę. Wróćmy na chwilę do bandytów, jak się okazało było ich 5 większość to amatorzy łamania prawa zajmujący się kradzieżami, rozbojami i pobiciami. Jak tak wyjątkowo niekompetentni ludzie mogli zorganizować tak perfekcyjny plan? Nawet samo jego wykonanie jest nie lada wyczynem. Zrobienie dostatecznie dużej dziury w ogrodzeniu na pewno nie było dziełem sekatora ponieważ jego grubość wyklucza taką możliwość. Sam dźwięk cięcia ogrodzenia czy też zdejmowania tablicy musiał wywołać hałas. Złodzieje posiadali tylko jedna drabinę a więc pod okręceniu jednej ze stron napis musiał zostać spuszczony na ziemie by dopiero można było odkręcić drugą jego stronę. Sprawa transportu jest również zupełnie nie zrozumiała. Seat Ibiza jest bardzo małym autem więc umieszczenie napisu w całości byłoby zupełnie nie możliwe. Warto dodać że samochód porywaczy był koloru żółtego który wydaje się dość krzykliwym. Czy oznacza to więc, że rabusie pocięli napis przed wyjazdem w Polskę? To również nie jest możliwe, sama grubość tablicy daje do myślenia, nie jest to tylko kawałek blachy. Aby odpowiednio pociąć ten napis należy poświecić dość dużo czasu którego porywacze nie mieli. Kolejna sprawa to adresy zamieszkania złodziei – zameldowani byli na terenie Kujaw a więc aby opracować kradzież musieli wielokrotnie podróżować w celu zdobycia informacji o wartach strażników i monitoringu. Nie stwierdzono w ich przypadku żadnych współpracowników, istnieje tylko domniemany zleceniodawca którego żenujące zmiany zeznań wskazują, że jest albo hipokrytą albo chory na schizofrenie paranoidalną. Przedstawiona przez niego wersja wydarzeń nigdy nie została zbadana przez śledczych. Podejrzany siedzi więc w areszcie od dłuższego czasu a sprawa ucichła.

Efekt końcowy

Oczywiście tablica wróciła już na swoje miejsce a na jej naprawę przeznaczono pół miliona złotych. Kwota zupełnie nieproporcjonalna do usługi. Wypłacono również 115 tysięcy złotych dla osoby, która udzieliła ewentualnych informacji pomocniczych. Budżet Auschwitz Birkenau w roku 2009 wyniósł 31 mln zł. Co składa się na taką kwotę?

• Przychody własne Muzeum – 16,2 mln zł

• Dotacja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – 11,6 mln zł

• Dotacja w ramach Europejskiego Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko – 2,5 mln zł

• Pomoc zagraniczna – 0,6 mln zł

• Fundacja Pamięci Ofiar Obozu Zagłady Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu – 0,1 mln zł

Dnia 3 czerwca 2009 roku zostały podpisane dwie umowy ze środków POIiŚ dla Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau na:

-Konserwacje pięciu drewnianych baraków dawnego KL Auschwitz II – Birkenau

Koszt całkowity projektu: 5 469 205,62 zł,

W tym kwota dofinansowania: 5 387 406,90 zł.

-Prace konserwatorskie i budowlane obiektów dawnego KL Auschwitz I – bloki o nr inw. A-2 i A-3,

koszt całkowity projektu: 17 039 612,69 zł,

w tym kwota dofinansowania: 16 786 131,00 zł.

Donald Tusk premier Rzeczpospolitej Polski wystąpił do szefów kilkudziesięciu państw z prośbą o wsparcie Fundacji Auschwitz Birkenau kwotą 120 milionów euro na długoterminową konserwacje, ostatecznie przyznano 60 milionów euro a kraje które złożyły się na to kwotę to: Niemcy, Czechy, Norwegia i Szwecja. Do dalszej pomocy zobowiązały się m.in. Francja, Wielka Brytania, Belgia, Portugalia i USA. Co ciekawe Izrael czyli kraj który najgłośniej krzyczał podczas kradzieży nie dorzuci do pomniku upamiętniającego mord swojego narodu ani złotówki, ani euro i ani dolara. Zastanawiający jest fakt dlaczego państwo Izrael czuje iż obóz Auschwitz jest jego własnością podczas gdy budowano ten obóz Izrael w ogóle nie istniał. W Auschwitz ginęli więc Żydzi głównie polskiego pochodzenia. Zasymilowani czy nie- mimo wszystko Polacy.

Wniosek


31 milionów najnowszego budżetu + 22 255 336 milionów dofinansowania na rzecz obecnie planowanej konserwacji + 60 milionów euro (239 milionów 598 tysięcy złotych). Daje to około 293 milionów złotych na dzień dzisiejszy a wiadomo że budżet ten wciąż będzie rósł. Należy zadać sobie pytanie: czy warto? Mimo wielu pytań podważających tezę co do liczby ludzi zamordowanych w obozie Auschwitz wszyscy milczą, wszelkie badania nad holokaustem są zabronione a podważanie samego holocaustu jest karane. W obecnych czasach powszechnej manipulacji prawda powinna być najważniejsza bez względu na pamięć o ofiarach i traumatycznych przeżyciach osób ocalałych. Prawda należy się Polakom, narodowi żydowskiemu i całemu światu.
Teren muzeum Auschwitz to 191 hektarów i wiadomo jest, że aby dostatecznie zabezpieczyć ten teren należy wydać MILIARDY złotych. Nie lepiej byłoby stworzyć jeden budynek zawierający wszystkie dokumenty i fotografie upamiętniające holokaust? W obecnych czasach sztucznego kryzysu liczy się każda złotówka, która mogłaby pomóc w odbudowie gospodarczej kraju. Podejrzanym zdaje się być czas, w którym dokonano kradzieży, i może jest to osobista nadinterpretacja, ale według mnie mogłoby to przyczynić się do większego dofinansowania tego obozu.


Za: NewWorldOrder.com.pl (" Mit kradzieży tablicy z obozu Auschwitz")

Jedna zbrodnia, dwie miary

Węgierski parlament przyjął ustawę wprowadzającą karę do trzech lat więzienia za negowanie Holokaustu. Co ciekawe, ten sam parlament nie zgodził się, by wprowadzić kary za zaprzeczanie zbrodniom komunistycznym. Dlaczego? W rozmowie z “GW” jeden z lewicowych deputowanych wyjaśnił: “Holokaust i zbrodnie komunistyczne to różne sprawy”. Z kolei w rozmowie z “Rzeczpospolitą” węgierski politolog dowodził, że za negowanie Holokaustu można skazywać, bo to przestępstwo wyraźnie określone, a zbrodnie komunistyczne nie.

Podobnie zdają się rozumować znani badacze Holokaustu, którzy – według izraelskiej gazety “Haarec” – skrytykowali przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka za to, że porównał w swoim wystąpieniu w Auschwitz ludobójstwo nazistowskie i komunistyczne. Wymieniając stalinowskie i hitlerowskie zbrodnie przeciw ludzkości, Buzek rzekomo zatarł i zaciemnił znaczenie Holokaustu. Czyżby?

Przede wszystkim buntuję się przeciw coraz bardziej powszechnej zgodzie na karanie za kłamstwo oświęcimskie. Wolność słowa to wartość podstawowa. Współczesne państwo, posyłając do więzienia ludzi zaprzeczających Holokaustowi, występuje w roli inkwizytora. Samo podważa własne fundamenty. Liberalna tradycja opiera się na zaufaniu do zdrowego rozsądku i racjonalności jednostek. Dlaczego w tym jednym przypadku – zbrodni na Żydach – ma być inaczej? Dlaczego nie wystarczą zdrowy rozum i obyczaje, by radzić sobie z kłamcami?

Wbrew twierdzeniom węgierskiego politologa wcale nie uważam, że “negowanie Holokaustu” jest czynem wyraźnie określonym. Czy chodzi tu w ogóle o zaprzeczanie masowej zbrodni na Żydach? Wszakże ludzi, którzy to robią, nie sposób traktować poważnie. Nakładając na nich kary, przydaje się ich głupocie dodatkowej wartości. Ale może chodzi o tych, którzy badają rozmiar zbrodni i liczbę ofiar? Albo też tych, którzy starają się ową zbrodnię wyjaśnić, szukając kontekstu? Właśnie niewyraźność czynu powinna automatycznie prowadzić do rezygnacji z chęci karania go.

Być może jednak kluczem do zrozumienia całej sprawy jest osobliwa niechęć części Żydów do zrównywania zbrodni komunizmu i nazizmu. Tak jakby jedna kategoria niewinnych ofiar i pamięć o nich miała być lepiej chroniona niż inne. Jakby zamordowani przez nazistów Żydzi byli bardziej niewinni i lepsi niż zamordowani przez komunistów kułacy czy inteligenci. Niewinność wszakże nie podlega dzieleniu. To jest właśnie doświadczenie ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy poznali oba zbrodnicze reżimy. I dlatego w dokonanym przez Jerzego Buzka zrównaniu nazizmu i komunizmu nie widzę nic nagannego. Ba, przeciwnie: to wyraz solidarnej pamięci o wszystkich ofiarach. Byłoby dobrze, gdyby żydowscy historycy domagający się wrażliwości dla swej pamięci wykazali jej nieco więcej wobec innych.

sobota, 27 lutego 2010

Niech Mamusia na razie siedzi na tej Białorusi, bo tu szaleje eutanazja…

Kochana Mamusiu!

W Unii jest fajnie, niczego tu nie brakuje. Cukier jest po 4 euro za kg, benzyna po 5,50 euro za litr, masło po 4,10 euro za kostkę, chleb po 3,20 euro za bochenek, a paczka papierosów po 12 euro.
Jeśli chodzi o nasz dom, to latem przyjechał pan Helmut z Berlina. Najpierw postawił piwo, a potem pokazał akt własności z 1937 r. i powiedział, że teraz to jego ziemia i wszystko, co na niej. Może to i lepiej, i tak nie byłem w stanie płacić podatku katastralnego (Mamusia wie, 2% od wartości nieruchomości rocznie).
Za to w przytułku mamy kolorową telewizję i fajne filmy. Pracy na razie nie ma, ale mówią, że będzie. Jak dożyję, to za 6 lat będę mógł pracować w Niemczech albo Austrii. W mieście budują nowy urząd. Unia dała trochę grosza. Firma Heńka Kowalskiego startowała w przetargu, ale rozstrzygano go w Brukseli i wygrali Szwedzi.
Co prawda inżynierów sprowadzili od siebie, ale Heniek i tak się cieszy, bo uznali jego kwalifikacje i pozwolili nosić cegły. Niech sobie chłop zarobi, bo jego firma już nie wytrzymuje tego zwiększonego VAT-u w budownictwie. Chciał wysłać syna na studia do Francji, ale nie miał na to pieniędzy.
Córka jednego z ministrów miała więcej szczęścia i dostała unijne stypendium. Chłopak Henia jest całkiem zdolny, więc zdawał na naszą politechnikę. Byłby się dostał, gdyby nie konkurencja młodzieży z innych krajów unijnych. W końcu tam uczelnie też są przepełnione. Na razie jest na darmowym stażu w hipermarkecie.
Ostatnio w mieście pojawiło się mnóstwo byłych rolników. Mówią coś o nierównej konkurencji, niskich dopłatach i limitach produkcyjnych. Nie wiem o co im chodzi, przecież mieli najwięcej zyskać na integracji.
Do domu naprzeciwko wprowadziło się młode małżeństwo — Tomek i Jacek. To bardzo wrażliwi ludzie, nawet starają się o adopcję. Pani kurator jest bardzo tolerancyjna i świeżo po aborcji, więc mają duże szanse.
Niech Mamusia na razie siedzi na tej Białorusi, bo tu szaleje eutanazja, zwłaszcza, że ubezpieczalnia już o Mamusię pytała.

To tyle, bo idę po zasiłek. Będę go pobierał jeszcze dwa miesiące. Całuję mocno,

Zdzisiek

P.S. Niech mi Mamusia przyśle kilo szynki, ale takiej ze zwykłego prosiaka, bo te nasze świecą po nocach.

P.P.S. Niech Mamusia wyśle ten list swoim znajomym. Może za kilkanaście lat do mnie wróci. Wtedy Polski już pewnie nie będzie, ale w końcu będę obywatelem nowego euroregionu…

Czerwone życiorysy: Załgany rodowód Adama Michnika – vel Aarona Szechtera

Jarosław Kaczyński, opisując kiedyś zachowanie Michnika, podkreślał jego niebywałą skłonność do kłamstwa, to, że potrafi łgać w żywe oczy, dosłownie iść w zaparte. Trzeba przyznać, że szczyt łgarstwa osiąga Michnik już przy najnowszych opisach rodowodu swojej rodziny, kiedy na przykład stara się maksymalnie wybielić postać swego ojca Ozjasza Szechtera, członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Pisze o nim, że czuł się on jak “absolutnie polski Polak” (“Między panem a plebanem”, Kraków 1995, s. 50). Nie wyjaśnia tylko nigdzie, czego ten “absolutnie polski Polak” szukał w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i jak zawędrował na sam jej wierzchołek z tą swą rzekomą “dumą z polskiej tożsamości” (tamże, s. 50).

Przypomnijmy, że Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy konsekwentnie dążyła do rozbicia Polski, oderwania wielkiej części jej ziem i przyłączenia do już rusyfikowanej skrajnym sowieckim terrorem wschodniej Ukrainy. Dodajmy, że według książki H. Piecucha “Akcje specjalne” (Warszawa 1996, s. 76), ten “absolutnie polski Polak” Ozjasz Szechter był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce. I wchodził wraz z Brystygierową, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem i innymi w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie.
Według najlepszego jak dotąd opracowania dziejów przedwojennych komunistów pióra Jana Alfreda Reguły (Mitzenmachera), Szechter, bardzo znany działacz KPZU, został aresztowany wraz z grupą innych działaczy KPZU jesienią 1930 r. Jak pisze Reguła: “Oskarżeni sypali innych towarzyszy partyjnych (…). Przodowali w tym komuniści, zajmujący stanowiska kierownicze (…). Okazało się, że ci bohaterowie byli skończonymi tchórzami” (J.A. Reguła, Historia Komunistycznej Partii Polski, Warszawa 1934, s. 243). Michnik w wywiadzie z Danielem Cohn-Benditem stwierdził: “Mój ojciec był bardzo znanym działaczem komunistycznej partii przed wojną, siedział osiem lat w więzieniu. Po wojnie nie odgrywał żadnej roli. Nie odgrywał, bo nie chciał jej odgrywać” (cyt. za: L. Żebrowski, Paszkwil “Wyborczej”, Warszawa 1995, s. 35). Zdaniem Żebrowskiego (op. cit., s. 35): “Bardziej prawdopodobne jest jednak to, iż z powodu zaszłości nie powierzono mu wysokich funkcji partyjnych”. Ze zwierzeń Michnika w “Polityce Polskiej” dowiadujemy się również, że od ojca już w pierwszych rozmowach otrzymał “niezwykle mocny zastrzyk myślenia antyreżimowego”. Był to rzeczywiście “mocny” zastrzyk, jeśli nie przeszkodził Michnikowi już w młodości w działaniu przez lata w komunistycznym “czerwonym harcerstwie” walterowców, a jeszcze podczas swego procesu w 1969 r. w gromkich zapewnieniach, że jest komunistą!

Brat – morderca sądowy
W “Między panem a plebanem” (op. cit., s. 50) znajdujemy kolejne łgarstwo Michnika o ojcu: “Przez wszystkie lata bardzo konsekwentnie unikał peerelowskiej kariery”. Jak więc wytłumaczyć piastowanie przez Ozjasza Szechtera w czasach stalinowskich stanowiska zastępcy redaktora naczelnego skrajnie serwilistycznego organu związków zawodowych – “Głosu Pracy” (od 1 stycznia 1951 r. do 11 marca 1953 r.). Ciekawe, że szefem Szechtera w tej gazecie kadłubowych związków zawodowych był Bolesław Gebert, ojciec obecnego podwładnego Michnika – Dawida Warszawskiego (Geberta).

Wpływ wychowawczy “wielkiego antykomunisty” Ozjasza Szechtera jakoś nie zaszkodził w PRL-owskiej karierze starszego brata Adama – mordercy sądowego Stefana Michnika. Należy on do grupy stalinowskich katów, którzy winni odpowiadać przed sądem Rzeczypospolitej za zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu. Prezes Sądu Najwyższego Adam Strzembosz pisał na łamach “Rzeczpospolitej” (z 18 marca 1996 r.) o kapitanie Stefanie Michniku jako członku jednej z dwóch grup sędziów najbardziej odpowiedzialnych za mordercze wyroki. Był on bowiem członkiem grupy sędziów, którzy orzekali wyroki śmierci w sprawach, w których doszło później do pełnej pośmiertnej rehabilitacji osób skazanych na śmierć.

Jeszcze jako młody podporucznik Stefan Michnik został dopuszczony do sądzenia spraw oficerów dużo wyższych od niego stopniem. Niejednokrotnie wchodził do składów sędziowskich w warszawskim Wojskowym Sądzie Rejonowym, który miał najwięcej spraw “ciężkiego kalibru” o wielkim politycznym znaczeniu, oczywiście spraw całkowicie sfabrykowanych. Wyrokował w tzw. sprawach tatarowskich.
Stefan Michnik nie zawiódł pokładanego w nim zaufania. Sądził tak, jak od niego oczekiwano, nieuczciwie i bezwzględnie, wydając surowe wyroki, w tym wyroki śmierci na osoby całkowicie niewinne. I został za to dobrze wynagrodzony, awansując w 1956 r. w wieku zaledwie 27 lat do stopnia kapitana. Jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach majora Zefiryna Machalli, pułkownika Maksymiliana Chojeckiego, majora Jerzego Lewandowskiego, pułkownika Stanisława Weckiego, majora Zenona Tarasiewicza, pułkownika Romualda Sidorskiego, podpułkownika Aleksandra Kowalskiego (por. “Dokumenty. Mieczysław Szerer. Komisja do badania odpowiedzialności za łamanie praworządności 10 czerwca 1957″, paryskie “Zeszyty Historyczne”, 1979, nr 49, s. 156-157, i J. Poksiński, My sędziowie, nie od Boga…, Warszawa 1996, s. 276). Wydał w tych procesach surowe wyroki, w tym kilka wyroków śmierci.
10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez Michnika majora Zefiryna Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.). Stefan Michnik wydał wyroki śmierci również na byłego polskiego attaché wojskowego w Londynie, pułkownika M. Chojeckiego i na majora J. Lewandowskiego. Ci mieli więcej szczęścia, wyroku nie wykonano. W przypadku płk. Chojeckiego zadecydowało to, że wiceminister MBP Romkowski chciał wykorzystać Chojeckiego jako świadka w innym procesie. Dzięki temu Chojecki dożył 1956 r., a 28 marca 1956 r. jego sprawa została umorzona z powodu całkowitego braku dowodów winy. 8 grudnia 1954 r. zmarł, niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w odbywaniu kary więzienia, skazany przez Michnika na 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki, były wykładowca Akademii Sztabu Generalnego, przez dwa lata więzienia torturowany, pośmiertnie uniewinniony (por. J. Poksiński, TUN, Warszawa 1992 r.). Ciężkie przejścia więzienne przyspieszyły śmierć innego skazanego przez Michnika (na 12 lat więzienia) płk. Romualda Sidorskiego, byłego naczelnego redaktora “Przeglądu Kwatermistrzowskiego”. W marcu 1955 r. ze względu na bardzo zły stan zdrowia udzielono mu przerwy w odbywaniu kary; zmarł wkrótce. Został pośmiertnie zrehabilitowany 25 kwietnia 1956 r.
Wyroki śmierci w głośnych sprawach wysokich oficerów z grupy generała Tatara wcale nie były jedynymi wyrokami śmierci, które orzekł Stefan Michnik. Tylko że te inne wyroki – w sprawach oficerów podziemia niepodległościowego, są dużo mniej znane. Tak jak podpisany przez Stefana Michnika wyrok śmierci na majora Karola Sęka, który miałem możliwość oglądać w listopadzie 1994 r. na wystawie na UMCS w Lublinie, uczestnicząc tam w panelu na temat “Żołnierzy wyklętych” (tj. żołnierzy polskiego niepodległościowego podziemia po 1944 r.). Major Karol Sęk, artylerzysta spod Radomia, przedwojenny oficer, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, został stracony z wyroku sędziego wojskowego Stefana Michnika w 1952 r.
Stefan Michnik “niewiele rozumiał, ale podpisywał wyroki śmierci i czuwał nad ich wykonaniem”. A były to wyroki godzące w najlepszych polskich patriotów. Tak jak w przypadku kierowanego przez Stefana Michnika wykonania wyroku śmierci na wspaniałym polskim patriocie Andrzeju Czaykowskim, cichociemnym, powstańcu warszawskim, zastępcy dowódcy połączonych baonów “Oaza-Ryś” na Mokotowie i Czerniakowie. Odznaczonym za bohaterstwo w walce z Niemcami Krzyżem Virtuti Militari. Zamordowano go na Mokotowie 10 października 1953 r. pod nadzorem porucznika Stefana Michnika (por. opis tej tragedii pióra P. Jakuckiego, “Zamordowany za patriotyzm”, “Gazeta Polska”, 20 października 1994 r.).

Hańba domowa
Myślę, że sprawa brata – stalinowskiego zbrodniarza, stanowi jeden z kluczy, wyjaśniających ciągły flirt Adama Michnika z komunistami po czerwcu 1989 r. Chodziło o łączący go z nimi równie głęboki strach przed rozliczeniami i pełnym pokazaniem “hańby domowej” czy “hańby rodzinnej”. Mając stalinowskiego kata w rodzinie, Michnik robił wszystko, aby nie doszło do prawdziwych rozliczeń ze zbrodniami komunizmu, opublikowania ksiąg hańby, bo uznał to za niezwykle groźne dla własnej legendy.
Przypomnę tu, że Adam Michnik usprawiedliwiał wyroki wydawane przez swego brata (nigdzie nie podając jednak, że chodziło o wyrok śmierci) tym, że: “Kiedy zapadały najgorsze wyroki, Stefan był dwudziestoparoletnim człowiekiem, który niewiele rozumiał z tego, co się działo” (“Między panem…”, s. 48). Wyjaśnijmy więc, że młody porucznik Stefan Michnik gorączkowo rwał się do sądzenia w sfabrykowanych procesach wojskowych nad dużo wyższymi od niego stopniem majorami czy pułkownikami, bo widział w tym szansę błyskawicznego przyspieszenia swojej kariery. I rzeczywiście uległa ona radykalnemu przyspieszeniu – już w wieku 27 lat awansował na kapitana.
Przy obrazie rodowodu Adama Michnika warto wspomnieć również o roli jego matki, zaangażowanej komunistki sprzed wojny – Heleny Michnik. Po wojnie wsławiła się głównie dogmatycznymi podręcznikami, zalecającymi m.in. jak najskuteczniej walczyć z religią katolicką. Oto przykładowy fragment jej zaleceń zamieszczony w “Komentarzu metodycznym dla klasy IX ogólnokształcącej szkoły korespondencyjnej stopnia licealnego” do podręczników: E. Kosiński “Historia wieków średnich”, A.W. Jefimow “Historia nowożytna”, S. Missalowa i J. Schoenbrenner “Historia Polski”, Warszawa 1953 r.: “(…) Nie wystarczy np. powiedzieć, że Kościół był główną podporą feudalizmu, lecz trzeba to udowodnić. Udowadniać będziecie w ten sposób: Kościół był główną podporą feudalizmu, ponieważ: 1) głosił, że władza królewska pochodzi od Boga, a więc poddanym nie wolno się buntować; 2) głosił wieczność feudalizmu i zasady nierówności społecznej; 3) stosował klątwę kościelną i karał wszystkich występujących przeciwko nierówności społecznej; 4) urządzał krucjaty przeciwko ruchom ludowym, np. przeciwko albigensom we Francji, husytom w Czechach itd.; 5) zwalczał postępową naukę, gdyż podważała ona panujący ustrój (np. potępienie nauki Kopernika, Galileusza itd.); 6) przez hasło ‘błogosławieni maluczcy duchem’ utrwalał ciemnotę i zacofanie mas ludowych; 7) głosząc, że ci, którzy cierpią na tym świecie, będą zbawieni po śmierci, rozbrajał rewolucyjną walkę mas ludowych” itd. Adam Michnik twierdził, że jego matka wywodziła się z “całkowicie spolonizowanej żydowskiej rodziny”, pisał o jej “całkowitej identyfikacji z polskością” (“Między panem…”, s. 46-47). Nie wyjaśnił tylko, jak pod opieką takich patriotycznych rodziców – ojca jakoby absolutnie “polskiego Polaka” i matki “całkowicie identyfikującej się z polskością” – on sam już w młodości stał się narodowym nihilistą (“Między panem…”, s. 91). Pisał sam o sobie, że był narodowym nihilistą i rzekomo przestał nim być po marcu 1968 r.
Komunistycznemu rodowodowi Michnika towarzyszyły odpowiednie splendory – wielkie, eleganckie mieszkanie w gęsto obsadzonej przez zaufanych towarzyszy z partyjnej i bezpieczniackiej elity Alei Przyjaciół w Warszawie, dokładnie w tym samym domu, w którym mieszkał były stalinowski minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz (por. “Wprost”, 22 listopada 1991 r.). [...]

prof. Jerzy Robert Nowak

Fragment książki “Czerwone dynastie”, prof. dr. hab. Jerzy Robert Nowak, Wydawnictwo MaRoN 2004