piątek, 24 października 2008

Unia Europejska zamierza wprowadzić powszechny zakaz tzw. negowania Holokaustu

Niemieckie półroczne przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej rozpoczęło się od wezwania do wprowadzenia na terenie całej Unii Europejskiej jednolitego prawa zakazującego krytyki czy poddawania w wątpliwość tzw. Holokaustu. Na spotkaniu w Dreźnie, niemiecka Minister Sprawiedliwości Brigitte Zypries, zażądała, by negowanie Holokaustu czy używanie publiczne symboli nazistowskich, było zakazane. Upowszechnienie tego prawa, znanego już w wielu krajach świata w formie penalizacji w ramach tzw. kłamstwa oświęcimskiego, miałoby być rozszerzone o kryminalizację innych form "mowy nienawiści" (Hate Speech) .

Propozycje rządu niemieckiego wspierane są przez komisarza Unii Europejskiej Franco Frattini, który zaznaczył, że dokładna definicja prawna mogła by być pozostawiona poszczególnym krajom do rozstrzygnięcia, co - według komisarza - "zagwarantowałoby, iż wolność osobista nie byłaby naruszona".



KOMENTARZ: W procesie judaizacji Europy - a tak właściwie to obserwowanej dzisiaj judaizacji całego "zachodniego" świata - stopniowo zakazuje się wszelkiej krytyki pobiblijnego judaizmu, zjawisk z nim związanych i jego przedstawicieli. Zakaz dotyczy przede wszystkim naukowej krytyki pewnych aspektów II Wojny Światowej, co uniemożliwia nie tylko prowadzenie rzetelnych badań naukowych, ale stanowi element dominacji w jakimkolwiek dyskursie historycznym.
Dziś historyk może spierać się, badać dokumenty, próbować szczegółowo zliczać ilość ofiar np. terroru stalinowskiego, ale pod groźbą posądzenia go o "antysemityzm" i groźbą realnej kary więzienia, nie może prowadzić badań np. nad ilością ofiar żydowskich podczas II Wojny światowej. Współczesny historyk boi się czy poddanie w wątpliwość dogmatu o "6 milionach zamordowanych Żydów", nie pozbawi go pracy i wolności. Nie wie czy 6 milionów minus jeden, to jeszcze dogmat, czy już "kłamstwo oświęcimskie". A może do przyjęcia jest pięć milionów? A czy cztery to już za mało? Jeśli tak, to kto zatwierdza tę granicę, wszak historykom nie wolno o tym dyskutować, nie wolno spierać się o dokumenty, nie wolno im ich interpretować. Czyżby więc decyzje o takiej a nie innej wykładni zapadały nie w gronie historyków, lecz w gronie ideologów? To ostatnie to oczywiście pytanie retoryczne, a każdy kto ma zdrowe oczy to widzi, że wprowadzanie zakazu dyskusji pod osłoną "walki z nienawiścią" czy z "nieposzanowaniem ofiar", jest właśnie polityczno-ideologiczną cenzurą.


Źródło:http://www.guardian.co.uk/germany/article/0,,1991371,00.html...

Brak komentarzy: