sobota, 27 grudnia 2008

“Dlaczego kręcimy tak dużo filmów o Holokauście i kto z tego czerpie korzyści?” - Lech Maziakowski

Dlaczego mamy teraz tak wiele filmów o Holokauście i kto czerpie z tego korzyści?” - pod takim niemal bluźnierczym tytułem ukazał się artykuł na łamach poczytnego dziennika International Herald Tribune. Autor tekstu, znany krytyk filmowy, stały komentator The New York Times‘a, Anthony O. Scott, zastanawia się głośno co sprawia, że od dłuższego czasu, a ze szczególnym nasileniem dzisiaj, w 2008 roku: “Niezwykle wielka kadra prominentnych aktorów przyjmuje ciężar wcielenia się w najbardziej przenikliwy i pełen konsekwencji fatalny okres tamtych czasów. Niemal równoczesne pojawienie się tych wszystkich filmów jest w jakimś sensie przypadkowe, ale również pokazuje dziwny fakt, że na początku XXI wieku, tak w Europie jak i w Ameryce, na ekranach jak w książkach, kultura zdominowana jest przez tą wielką polityczną traumę [II Wojny Światowej].”
Autor słusznie zauważa zdominowanie współczesnej kultury, do szpiku przesiąkniętej wspomnieniami o “Holokauście”, ukazywanym nie tylko tylko jako centralne ale i często jako jedyne wydarzenie II Wojny Światowej. Mnożą się filmy, słuchowiska, reportaże, w księgarniach walają się stosy albumów, pamiętników i pseudopomiętników, biblioteki obłożone są wolumenami wszelkich rozmiarów, rozprawiającymi o tym “jedynym, unikalnym wydarzeniu ludzkości”. “Ilość wspomnień związanych z Holokaustem, nowel, filmów dokumentalnych i fabularnych w ostatnich latach [...] rodzi niewygodne pytania” - stwierdza A. O. Scott, który w tym momencie zadaje te kluczowe, niewygodne pytania: “Dlaczego kręci się tak wiele filmów [o tej tematyce]? Dlaczego teraz? I najbardziej wrażliwe pytanie: Czy nie jest ich za dużo?”. Autor zadaje jeszcze jedno pytanie: “Kto na tym korzysta?”
Zanim przejdzie do próby udzielenia odpowiedzi, bo tak naprawdę to jej wcale nie udzieli, A. O. Scott zajmuje się wyliczaniem tytułów najnowszych filmów o “epoce Holokaustu”, nie zapominając oczywiście o produkcji Edwarda Zwicka pt “Partyzanci” (Defiance), przedstawiającego - jak pisze recenzent - “prawdziwego przywódcę żydowskich partyzantów walczących z Niemcami w lasach Białorusi”. Oczywiście to, że film ten jest parszywą próbą przepisywania historii, pokazując żydowskiego komunistę Tewjego Bielskiego, jednego z czwórki braci tworzących bandę grasującą na terenach północno-wschodniej części Polski okupowanej przez Armię Czerwoną (”w lasach Białorusi”), jako “partyzanta walczącego z Niemcami”, nie powinno już po tylu latach wrednego ogłupiania specjalnie dziwić. Nie powinno też dziwić, że ludzie tak ulepieni - a A. O. Scott jako syn żydowskich prominentnych profesorów z Brooklynu (matka jest “specjalistką” uniwersytecką od feminizmu) jest doskonałym tego przykładem - nie potrafią wyjść poza narzucone im przez scenarzystę i reżysera obcisłe ramy fabuły filmu, a poprawność polityczna i autocenzura nie pozwala im na konfrontację z materiałami historycznymi. A przecież dojście do źródeł i ustalenie prawdy nie jest wcale takie trudne - jeśli się chce, jeśli odrzuci się żydowską haggadę, która z prawdą historyczną nie ma nic wspólnego, lecz ma na celu tworzenie mitu o niczym nie zawinionych cierpieniach narodu żydowskiego, ciągle prześladowanego przez goyim.
Może korzystając z okazji warto przypomnieć w kilku słowach bohaterów tego najnowszego filmu, aby ukazać obłudę żydowskiego Hollywoodu (tak, dokładnie tak: żydowskiego, gdyż już w latach 1930-tych Henry Ford Sr., senator Charles Lindbergh, ojciec Charles Coughlin, i wielu, wielu innych światłych ludzi wskazywało na Hollywood jako na “żydowskie źródło deprawacji społecznej”. Można tylko sobie wyobrazić stopień opanowania dzisiaj, po 80 latach od tamtego czasu…)
Tewje Bielski (1912 - zm. w 1987 r. w USA) jest jednym z czworga braci: Arona Bielskiego, najmłodszego z braci Bielskich, Asaela (1908 - zm. w 1944 r. w szeregach Armii Czerwonej) i Zusa (1906 -zm. w 1995 w USA), których działalność militarna na terenach północno-wschodniej części Polski okupowanej przez Armię Czerwoną miała - jak się utwierdza poprzez filmy typu Defiance - “uratować 1200 Żydów”. Liczne książki i akademie ku czci braci Bielskich nie wspominają jednak o ciemnych stronach ich działalności. Dopiero kilka lat temu Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął wyjaśnianie, znanego z wielu źródeł i dobrze udokumentowanego zarzutu o udział w likwidacji wioski Naliboki 8 maja 1943 roku przez bandy (tzw. “oddziały wojskowe”) Tewje (Tuwii) Bielskiego. Wyjaśnienia wymaga też udział band braci Bielskich, którzy wraz z Armią Czerwoną dokonali likwidacji 600-osobowego ugrupowania partyzantów Armii Krajowej w Puszczy Nalibockiej.
Zamiast poznania prawdy, otrzymaliśmy jednak kolejną superprodukcję filmową, reklamowaną w Polsce poprzez tubę propagandową środowiska żydowskiego i prosyjonistycznego, czyli polskojęzyczne pismo Gazeta Wyborcza, gdzie pisze się o jakże wspaniałej działalności braci Bielskich, którzy podczas wojny “pilnują przestrzegania prawa i porządku, przyjmują wszystkich, którym uda się do nich dotrzeć.” Tak w scenariuszu powstającego filmu jak i w artykułach Gazety Wyborczej nie znajdziemy jednak całości bogatej działalności braci Bielskich i ich interpretacji “przestrzegania prawa”, gdy ich bandy atakowały miasteczka, wsie i osady polskie, dokonując masakry Polaków.
Warto dodać, że najmłodszy z czworga braci Bielskich, wysławianych jako bohaterowie II Wojny Światowej i ukazywanych jako organizatorzy “największego zbrojnego wysiłku dokonanego przez Żydów celem ocalenia Żydów z Holokaustu”, został w listopadzie zeszłego roku aresztowany i oskarżony o oszukanie i zagrabienie majątku 93-letniej Polki mieszkającej na Florydzie.
Otóż 80-letni Aron Bielski (obecnie nazywający się “Aron Bell”), wraz z 58-letnią żoną Henryką, oskarżeni zostali przez policję w Palm Beach (Floryda) o oszukanie staruszki, pani Zalewskiej, oraz o dokonanie kradzieży 250 tysięcy dolarów z jej kont bankowych.
Tak oto prezentuje się dzisiaj jeden z bohaterów tego najnowszego filmu o “partyzantach żydowskich”. Być może rabowanie wsi polskich i Polaków weszło takim ludziom w krew…
Wróćmy jednak z powrotem do naszego tematu, czyli do niezwykle dziwnego przyzwolenia na publiczną krytykę tego niekończącego się strumienia filmów o “Holokauście”. A. O. Scott siląc się na tę krytykę nie omieszkał przypomnieć, że mamy “moralny obowiązek nałożony poprzez dokonaną rzeź europejskich Żydów, by mówić: ‘Nigdy więcej i Nigdy nie zapomnimy’, co logicznie oznacza, iż historia Holokaustu musi być powtarzana bez przerwy.” Pomimo tego “moralnego obowiązku”, padają z ust żydowskiego recenzenta sztuki filmowej słowa zwątpienia. Co takiego spowodowało to zawahanie? Można sądzić, że bojaźń o konsekwencje własnej pychy, o skutki pogoni za pieniądzem eksploatującej tragiczne wydarzenia wojenne, o nieustanne wyolbrzymianie cierpień, czy wreszcie refleksja nad nałożonym kagańcem “kłamstwa oświęcimskiego” uniemożliwiającego badania historyczne. Być może powtarzanie ad nauseam tematyki holokaustycznej wytworzyło w ludziach zwyczajnie przesyt i zaczyna ono osiągać odwrotny od założonego skutek - co niektórych niepokoi. Być może również ludzie zaczynają podświadomie łączyć monotematyczny zalew filmów, zauważać jednobrzmiące nazwiska reżyserów, scenarzystów, producentów, i w końcu zastanawiać się nad tym czy przypadkiem nie są obiektem manipulacji. A że takie głośne zastanawianie się i kojarzenie faktów może przybrać czasami burzliwe formy, budzi zrozumiały odruch obronny u niektórych. Postanowiono więc powoli wycofywać się, uspokajać emocje, “wypuszczać parę” z tego kotła propagandy, najpierw poprzez opublikowanie zwątpień zaufanego żydowskiego publicysty. Nie, nie oznacza to, że magazyny Hollywoodu nagle wyrzucą wszystkie zgromadzone rekwizyty mundurów niemieckich, ale nie bez znaczenia jest przypomnienie Autora tekstu, przytaczającego słowa żydowskiego marksistowskiego filozofa i muzykologa Teodora Adorno, który rzekł, iż “pisanie poezji po Auschwitz jest barbrzyństwem”. A.O.Scott twierdzi, że “obserwacja ta często jest interpretowana jako nakaz ciszy, jako zakaz używania zwykłych narzędzi kultury do ukazania czegoś tak nadzwyczajnego, jak niewyobrażalny fakt ludobójstwa”. Nawet po wzbiciu się na wyżyny “nakazu ciszy”, nie ma się jednak co martwić o obrany kierunek: wyprodukowano dotychczas dostateczną ilość materiału, który wystarczy na dziesiątki lat urabiania społeczeństw. A przy tym dokonuje się stale “reform edukacji” wprowadzając kolejne godziny lekcyjne przeznaczone na “studia nad Holokaustem” i urządza pielgrzymki dzieci do współczesnych muzeów tolerancji vel nienawiści.
Pomimo słów udawanego zwątpienia, nie ma się więc co martwić o losy przyszłej produkcji filmowej, która w sięganiu po coraz bardziej wyrafinowane obrazy “nakazu ciszy”, widzi po prostu w tym wszystkim wielki biznes, widzi drogę do kariery, do laurów, do wywiadów, zdjęć na okładkach tabloidów, limuzyn, świateł, schodów… “Dlaczego oportunistyczni, zdolni młodzi noweliści lgną w stronę magiczno-realistycznego przedstawiania tej zdecydownie niemagicznej rzeczywistości jaką jest Shoah?” - zapytuje Autor. W następnym zdaniu sam sobie odpowiada, a mówi dokładnie to co tak szczerze wyjaśniła znana aktorka Kate Winslet. “Zauważyłam, że jeśli robisz film o Holokauście, masz murowanego Oskara.”
Nie, panie A.O.Scott, to nie żarty, jak raczy Pan interpretować wypowiedź Winslet. To szczera prawda pokazująca, że dzisiejszą sztuką filmową nie rządzi prawdziwa sztuka, że literaturą nie rządzi prawdziwa literatura, że dziennikarstwem nie rządzi rzetelne dziennikarstwo. Wszystkim tym rządzi obrzydliwa mieszanina podłej ideologii z brudnymi pieniędzmi. Bo “Przedsiębiorstwo Holokaustu” musi się czymś żywić.


Lech MaziakowskiWashington, DC 10 grudnia 2008

Brak komentarzy: